Prawosławny mnich mieszkający w Ameryce, zmarły w opinii świętości O. Serafin Rose, który sam przed swoim nawróceniem miał doświadczenia okultystyczne, przestrzega przed eksperymentowaniem z wychodzeniem z ciała. Choć tekst był pisany w latach 60/70 XX wieku, kiedy New Age tam dopiero się zaczynało, jest dziś aktualny, bo obecnie w Polsce wydawane są książki Roberta Monroe, młodzież niestety chętnie ćwiczy techniki wychodzenia z ciała, a brakuje nam chrześcijańskiej oceny tego faktu. 

"Podróżowanie astralne"

 Robert Monroe jest amerykańskim człowiekiem sukcesu, biznesmenem na kierowniczym stanowisku (prezesem rady dyrektorów korporacji wartej wiele milionów dolarów), a pod względem religijnym - agnostykiem. Jego doświadczenia "poza ciałem" rozpoczęły się w 1958 roku, jeszcze zanim zainteresował się literaturą okultystyczną, w czasie gdy prowadził własne eksperymenty w dziedzinie technik przyswajania danych w czasie snu. Powiązane to było z ćwiczeniami koncentracji i relaksacji podobnymi do niektórych technik medytacji. Po rozpoczęciu tych eksperymentów miał niezwykłe doświadczenie - wydawało mu się, że został uderzony promieniem światła, co spowodowało chwilowy paraliż. Po tym, jak wrażenie owo powtórzyło się kilka razy, zaczął "unosić się" poza ciało, a następnie zaczął eksperymentować z wywoływaniem i rozwijaniem tego wrażenia. Już na początku jego "podróży" okultystycznych, odkrywamy te same podstawowe cechy charakterystyczne, które otwarły drogę do przygód w świecie duchów Swedenborgowi - pasywną medytację, doświadczenie "światła", postawę bezkrytycznego zaufania i otwarcia na nowe i dziwne doświadczenia, wszystko w połączeniu z "praktycznym" spojrzeniem na życie i brakiem jakiejkolwiek głębokiej świadomości lub doświadczenia chrześcijaństwa.

Na początku Monroe "podróżował" do rozpoznawalnych miejsc na ziemi - najpierw niedalekich, później bardziej oddalonych - z pewnymi udanymi próbami przywiezienia autentycznych dowodów tych doświadczeń. Później zaczął się kontaktować z postaciami "podobnymi do duchów" - przy czym pierwszy kontakt był częścią mediumistycznego eksperymentu ("indyjski przewodnik" wysłany przez medium rzeczywiście po niego przyszedł! ). W końcu zaczął wchodzić w dziwne, najwyraźniej nieziemskie krajobrazy.

Szczegółowo notując swoje doświadczenia (które zapisywał jak tylko powracał do ciała), sklasyfikował je w trzech "miejscach". "Miejsce I" to "tu i teraz", normalne środowisko tego świata. "Miejsce II" to środowisko "niematerialne", na pozór bezgraniczne, o cechach charakterystycznych tożsamych z cechami "poziomu astralnego". Miejsce to jest "naturalnym środowiskiem" "drugiego ciała" - jak Monroe nazywa istotę podróżującą w tej sferze; przenika ono świat fizyczny i rządzą nim prawa myślowe: "jesteś tym, jak myślisz", "podobieństwa się przyciągają", aby podróżować trzeba tylko pomyśleć o swoim miejscu przeznaczenia. Monroe odwiedzał różne "miejsca" w tej sferze, w których widział na przykład grupę ludzi w wąskiej dolinie ubraną w długie szaty , i szereg umundurowanych ludzi nazywających siebie "armią na posyłki" oczekującą na zadania . "Miejsce III" to rzeczywistość pozornie podobna do ziemskiej, która jednak nie przypomina niczego znanego na tej ziemi, z dziwnie anachronicznymi cechami; teozofowie zapewne rozpoznaliby ją jako jeszcze jedną, "trwalszą" część "poziomu astralnego".

Przezwyciężywszy w zasadzie początkowy strach przed znajdowaniem się w tych nieznanych sferach, Monroe zaczął je badać i opisywać spotkane tam inteligentne istoty. W czasie niektórych "podróży" spotykał "umarłych" przyjaciół i rozmawiał z nimi, ale częściej natrafiał na dziwne istoty bezosobowe, które czasami mu "pomagały", ale równie często na niego nie reagowały, które dawały niejasne przekazy "mistyczne", brzmiące jak komunikaty medium, które mogły podać mu rękę ale z równym prawdopodobieństwem mogły w podaną przezeń rękę wbić hak . W niektórych tych istotach rozpoznał "przeszkadzających": stworzenia podobne do bestii, z gumistymi ciałami, łatwo przyjmujące formy psów, nietoperzy, lub jego własnych dzieci i innych, dokuczających mu, dręczących go i śmiejących się, gdy wzywał (nie z wiarą, oczywiście, lecz w ramach następnego "eksperymentu") imienia Jezusa Chrystusa .

Nie mając własnej wiary Monroe otwarł się na "religijne" sugestie istot z tej sfery. Przedstawiano mu "prorocze" wizje przyszłych wydarzeń, które czasami rzeczywiście następowały w taki sposób, w jaki je widział . Pewnego razu, gdy na granicy stanu poza ciałem pojawił mu się biały promień światła, poprosił go o odpowiedź na swoje pytania dotyczące tej sfery. Głos z promienia odpowiedział: "Poproś swojego ojca, aby ci wyjawił wielką tajemnicę". Przy następnej okazji Monroe modlił się zgodnie ze wskazówką: "Ojcze, prowadź mnie. Ojcze, wyjaw mi wielką tajemnicę" . Wynika z tego jasno, że Monroe, chociaż w swoim poglądzie religijnym pozostał "świecki" i "agnostyczny", wydał się w ręce istot ze sfery okultystyczej (którymi są rzecz jasna demony).

Dokładnie tak, jak dr Moody i inni badacze tej sfery, Monroe pisze, że "przez dwanaście lat działalności poza ciałem nie znajduję dowodów na uzasadnienie biblijnych pojęć Boga i życia po śmierci w miejscu o nazwie niebo" . Mimo to, podobnie, jak Swedenborg, teozofowie i badacze w rodzaju dr Crookalla, odnajduje w badanym przez siebie "niematerialnym" środowisku "wszystkie aspekty przypisywane przez nas niebu i piekłu, które są zaledwie częścią Miejsca II" . W rejonie najwyraźniej "najbliższym" świata materialnego natknął się na szaro-czarny rejon zamieszkany przez "kąsające i dręczące istoty". Uważa, że może to być "granica piekła" , w stylu "hadesu" dr Crookalla.

Najbardziej odkrywcze u Monroe'a jest jednak doświadczenie "nieba". Trzykrotnie podróżował do miejsca "czystego pokoju", unosząc się w ciepłych, miękkich obłokach, omywanych nieustannie zmieniającymi się kolorowymi promieniami światła; wibrował w harmonii z muzyką bezsłownych chórów; wokół niego w tym samym stanie znajdowały się bezimienne istoty, z którymi nie miał osobistego kontaktu. Odczuwał to miejsce jako swój ostateczny "dom", i tęsknił za nim przez kilka dni po zakończeniu doświadczenia . Owo "astralne niebo" jest rzecz jasna ostatecznym źródłem nauczania teozofów o "przyjemności" tamtego świata; ale jakże dalekie jest ono od prawdziwego chrześcijańskiego nauczania o Królestwie Niebieskim, które znajduje się daleko na zewnątrz owego powietrznego królestwa, które w swojej pełni miłości, osobowości i świadomej obecności Boga całkowicie się oddaliło od niewierzących ludzi naszych czasów, nie proszących o nic więcej jak tylko o "nirwanę" miękkich obłoków i kolorowych świateł! Upadłe duchy z łatwością mogą zapewnić takie doświadczenie "nieba"; ale tylko chrześcijański trud i łaska Boża mogą podnieść do prawdziwego Bożego nieba.

Przy kilku okazjach Monroe spotkał "boga" swego nieba. Wydarzenie to, jak mówi, może mieć miejsce gdziekolwiek w "Miejscu II". "Pośród codziennej krzątaniny, w jakimkolwiek miejscu, może zabrzmieć oddalony sygnał, podobny do trąb heraldycznych. Wszyscy przyjmują sygnał spokojnie i na jego dźwięk przestają rozmawiać i robić cokolwiek innego. Jest to sygnał, że on (lub oni) przechodzi przez swoje królestwo.

Nikt nie pada tam w strachu na twarz ani na kolana. Postawa jest raczej praktyczna. Do zdarzenia tego wszyscy są przyzwyczajeni i podporządkowanie się ma tu absolutne pierwszeństwo przed wszystkim innym. Nie ma wyjątków.

Na sygnał każda żywa istota kładzie się na ziemi, (...) obracając głowę na bok w taki sposób, żeby go nie widzieć, gdy przechodzi. Wydaje się, że ma to za cel uformowanie żywej drogi, po której może iść (...). Gdy on przechodzi, nie ma żadnego ruchu, nawet żadnej myśli (...).

Kilka razy gdy tego doświadczyłem kładłem się z innymi. W tym momencie myśl aby uczynić coś innego nie mogła nawet przyjść do głowy. Gdy on przechodzi rozlega się ryczący dźwięk muzyki i uczucie promieniującej, nieprzepartej, żywej siły władzy ostatecznej, wznoszącej się nad głową i niknącej w oddali(...). Zdarzenie to jest tak powszednie, jak zatrzymanie się na światłach na ruchliwym skrzyżowaniu, czy oczekiwanie na przejeździe kolejowym gdy sygnał wskazuje iż nadjeżdża pociąg; nie niepokoisz się, a mimo to czujesz niewypowiedziany respekt przed siłą uwidaczniającą się w przejeżdżającym pociągu. Wydarzenie to ma także charakter bezosobowy.

Czy to Bóg? Czy syn Boga? Czy Jego przedstawiciel? "

Trudno znaleźć w okultystycznej literaturze świata bardziej jaskrawą relację o kulcie szatana w jego własnej sferze ze strony jego bezosobowych niewolników. W innym miejscu Monroe opisuje swoje własne stosunki z księciem sfery, w którą przeniknął. Pewnej nocy, w jakieś dwa lata po rozpoczęciu swoich podróży "poza ciałem", poczuł, że jest skąpany w tym samym rodzaju światła, które towarzyszyło rozpoczęciu tych doświadczeń i poczuł obecność bardzo silnej, inteligentnej siły osobowej, która uczyniła go bezsilnym i bezwolnym. "Miałem silne wrażenie, że byłem przywiązany bezwzględną lojalnością wobec tej inteligentnej siły, że zawsze tak było, i że mam zadanie do wykonania tutaj na ziemi" . Kilka tygodni później, w trakcie innego, podobnego spotkania z ową niewidzialną siłą czy "istnieniem", wydawało mu się, że wchodzi ono (lub one) i "przeszukuje" jego umysł, a później "wydawało się, że wznieśli się na niebo, gdy ja wołałem za nimi z błaganiem . Wtedy upewniłem się, że ich umysłowość i inteligencja pozostają daleko poza moim rozumieniem. Jest to bezosobowa, zimna inteligencja, bez żadnych emocji w rodzaju miłości, czy współczucia, tak bardzo przez nas cenionych (...). Usiadłem i płakałem, z wielkim i głębokim szlochem, jak jeszcze nigdy dotąd, gdyż wiedziałem już bez żadnych wątpliwości czy nadziei na zmianę w przyszłości, że Bóg mojego dzieciństwa, kościołów, religii na całym świecie nie był taki, jakiego czciliśmy - że przez resztę mojego życia będę ‘cierpiał' utratę tej iluzji" . Z trudem można sobie wyobrazić lepszy opis spotkania z diabłem, które przeżywa tak wielu niczego nie podejrzewających nam współczesnych ludzi, nie mogąc mu się oprzeć w swojej bezradności wynikającej z odsunięcia się od prawdziwego chrześcijaństwa.

Wartość świadectwa Monroe'a odnośnie natury i istot "płaszczyzny astralnej" jest ogromna. Chociaż on sam głęboko się w to zaangażował i w rzeczywistości oddał swoją duszę upadłym duchom w niewolę, opisał swoje doświadczenie w prostym, nie okultystycznym języku i ze stosunkowo normalnego ludzkiego punktu widzenia, co czyni z jego książki przekonywujące ostrzeżenie przed "eksperymentami" w tej sferze. Ci, którzy znają prawosławne chrześcijańskie nauczanie o powietrznym królestwie, jak również o prawdziwym niebie i piekle, które znajdują się na zewnątrz niego, mogą tylko umocnić swoje przekonanie o prawdziwości duchów upadłych i ich królestwa, jak również o wielkim niebezpieczeństwie kontaktu z nimi nawet poprzez z pozoru niegroźne podejście "naukowe" . Jako prawosławni chrześcijańscy obserwatorzy nie musimy wiedzieć, jak duża część owego doświadczenia była "prawdziwa", a jaka część była wynikiem widowisk i iluzji zmontowanych dla autora przez upadłe duchy; oszustwo jest tak bardzo częścią powietrznego królestwa, że odsłanianie jego dokładnych form jest pozbawione sensu. Ale to, że naprawdę zetknął się on ze światem duchów upadłych, nie może ulegać wątpliwości.

 Fragment książki o Serafina Rose „Dusza po śmierci”, Wydawnictwo Monasteru Ujkowice.

oprac.MP