Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier został wyproszony z terytorium Ukrainy, w związku z czym nie doszła do skutku jego wizyta w tym kraju. Kanclerz Olaf Scholz stwierdził, że jest tym faktem "zirytowany". Niemiecka prasa z kolei wykazuje wiele zrozumienia dla decyzji Ukraińców.

Steinmeier został wyproszony z terytorium Ukrainy. Ma to zapewne związek z wieloletnio prorosyjską polityką Niemiec, zwłaszcza w trakcie rządów kanclerz Angeli Merkel. Steinmeier ponadto jest związany z SPD - partią, z której pochodzi obecny kanclerz Olaf Scholz oraz były kanclerz Gerhard Schroder - obecnie utrzymanek rosyjskiego biznesu naftowo-gazowego.

Początkowo część mediów oraz polityków wyrażała w tej sprawie oburzenie oraz zirytowanie. Główne media niemieckie przyjęły jednak postawę pełną zrozumienia dla decyzji Ukrainy.

"Jeżeli w tej sprawie coś jest rzeczywiście niestosownego, to niemieckie oburzenie" - czytamy w komentarzu opublikowanym na łamach Tageszeitung.

"Trzeba zacząć od tego, że fakt, iż pierwszym niemieckim politykiem wysokiej rangi, który miał odwiedzić Ukrainę po ataku Rosji, był właśnie Steinmeier, czyli „człowiek, który ponosi współodpowiedzialność za to, że mogło do tego (do wojny) dojść”,  jest obrazą dla Ukrainy. To, że przyznał się do błędnej polityki wobec Rosji, niczego nie zmienia" - pisze autorka komentarza Silke Mertins.

W jej ocenie afront dla Ukrainy stanowi fakt, że do Kijowa nie miał w planach wybrać się ktoś, kto może podejmować jakiekolwiek realne decyzje w Niemczech. W RFN prezydent ma bowiem funkcję wyłącznie reprezentacyjną.

W ocenie Mertins, że bierna polityka Niemiec doprowadziła do tego, że kraj ten znalazł się w międzynarodowej izolacji.

"Ukraina właśnie przeżywa swój największy koszmar, a zarzucanie prezydentowi, który ma do czynienia z ludobójstwem popełnianym na własnym narodzie, że wybrał niewłaściwy ton, jest absurdalne" - uważa ponadto publicystka.

"Prezydent Wołodymyr Zełenski i ukraiński ambasador Andrij Melnyk mają pełne prawo do bycia niegrzecznymi, niewdzięcznymi, niedyplomatycznymi i bezczelnymi. To oni, a nie Steinmeier ponoszą konsekwencje błędnej polityki wobec Rosji" - dodała.

Z kolei publicysta Die Welt Thomas Schimdt sparafrazował amerykańską maksymę "America First", mówiąc, że motto Steinmeiera to "Russland first" ("Po pierwsze Rosja"). 

Schimdt podkreślił, że prezydent RP Andrzej Duda zaprosił Steinmeiera do grona głów państw wybierających się na Ukrainę. Publicysta zwrócił jednak uwagę, że Steinmeier „nie pasował” do grupy prezydentów, których kraje od dawna ostrzegały przed Rosją.

Publicysta wskazał, że wizyta Steinmeiera w Kijowie byłaby "wizytą wyłudzoną".

Steinmeierowi oberwało się także za jego zachowanie w trakcie niedawnej wizyty w Warszawie.

"W Warszawie Steinmeier zachowywał się paternalistycznie, chwalił gotowość Polaków do pomocy i nową polską politykę wobec uchodźców, jakby miał prawo to oceniać" - czytamy.

"Prezydent Niemiec zrobiłby dobrze, gdyby zmierzył się ze swoją przeszłością i nie ograniczał się do zdawkowego przyznania się do błędów" - czytame dalej.

jkg/deutsche welle