Rozmowa u Moniki Olejni była wczoraj wielce pouczająca. Gdy Marzena Wróble podziękowała Komisji Kodyfikacyjnej za projekt zmiany zapisów prawnych, dzięki którym dziecko w łonie matki będzie określane dzieckiem, a nie ciąża, usłyszała od Kazimiery Szczuki, że prezentuje język religii i Biblii. - To niech pani wyjmie sobie z tego błogosławionego łona to dziecko i z nim rozmawia – oznajmiła Szczuka, co miało być jej zdaniem dowodem na nieludzki status człowieka w łonie matki.

Argument ten zaś trudno potraktować inaczej niż śmiechem. Otóż, może pani Szczuka tego nie wie, ale z noworodkiem też nie da się rozmawiać, podobnie jak z niemowlakiem. Czy to oznacza, że nie są one ludźmi? A może one również miałyby być potraktowane aborcją postnatalną? I aż trudno nie zadać pytania, do kiedy? Czy prawo do życia będzie miał dopiero ktoś o kim będzie można porozmawiać o ideologii gender, czy może jednak otrzyma je także ktoś kto mówi tylko, że jest głodny i chce mu się siusiu (to by umożliwiło przyznanie prawa do życia dwulatkom)? Pani Kazimiero, niech no Pani powie, jak bardzo trzeba umieć mówić, żeby być człowiekiem, i żeby przyznała Pani mówiącemu prawo do życia?

Tomasz P. Terlikowski