Mimo że to były tylko medialne doniesienia i nikt ich oficjalnie nie potwierdził, zadziałała zasada „uderz w stół, nożyce się odezwą”. Władimir Putin miał polecić, żeby członkowie rządu, jego administracji i deputowani do Dumy Państwowej ściągnęli do kraju swoje rodziny zza granicy.

Odpowiedziała córka rzecznika Kremla: „moja nauka na obczyźnie nie jest sprzeczna z ideą patriotyzmu”.

Konto na Instagramie 18-letniej Lizy Pieskowej śledzi ponad 26 tysięcy osób. Córka rzecznika Władimira Putina zamieszcza tam zdjęcia z rodziną, z chłopakiem, ale przede wszystkim swoje własne, często bardzo odważne, przez co zdobyła już nawet przydomek „królowej selfie”. To właśnie na tym portalu odniosła się do medialnych doniesień na temat tego, że rosyjski prezydent chce, żeby rodziny państwowych urzędników mieszkały w kraju.

„Mimo to, że te informacje zostały zdementowane, dostałam mnóstwo pytań, czy wrócę z Francji do ojczyzny, więc chciałam przedstawić swoje zdanie na ten temat” – zaczęła, mieszkająca razem z matką (byłą żoną rzecznika Kremla) w Paryżu córka Dmitrija Pieskowa, który miał się podobno sprzeciwiać jej nauce we Francji.

W długim wpisie tłumaczy, że jest pełnoletnia i ma prawo sama decydować o sobie oraz że ci, którzy uważają, że patrioci powinni się uczyć wyłącznie w swoim kraju „niezbyt dobrze znają historię albo Piotr I nie jest dla nich autorytetem”. Nie pisze wprost, że nie ma zamiaru wracać do Rosji, udowadnia, że jest patriotką, ale przedstawiane przez nią argumenty mają przekonać czytelnika, że powinna nadal uczyć się w Paryżu.

Zachodnie media znającą 5 języków Lizę Pieskową nazwały krytykiem Putina. Przytaczały fragmenty jej wywiadu dla opozycyjnej telewizji „Dożd”, w którym porównała naukę w rosyjskich szkołach do życia w piekle. Powiedziała też, że nie ma nic przeciwko małżeństwom osób tej samej płci, choć rosyjskie media wolą cytować te z jej wypowiedzi, w których 18-letnia piękność opowiada się przeciwko temu, by takie związki miały prawo do adopcji dzieci.
Krok w stronę wojny? Putin chce, by wysocy urzędnicy sprowadzili z zagranicy rodziny
Liza Pieskowa przekonywała, że nie czuje się częścią rosyjskiej „złotej młodzieży”, że jeśli nosi drogie ubrania, to pożyczone od matki, a jej okulary przeciwsłoneczne kosztowały 3 euro. Opowiadała też o swoim życiu w Paryżu, twierdząc, że „Europa jest lepiej przystosowana do życia dla zwykłych ludzi”, a w Rosji wygodnie żyje się tylko bogatym.

– Lepiej się czuje w europejskim środowisku, ale jeśli tam zostanę, to nie będzie znaczyło, że nie kocham Rosji – stwierdziła w rozmowie.

Rzekome wezwanie do powrotu do kraju wywołało kolejne spekulacje na temat tego, że Rosja szykuje się do wojny. Zamiast deklaracji „jesteśmy gotowi”, raczej posypały się jednak komentarze, że mieszkające od lat na Zachodzie rodziny najbogatszych Rosjan nie wrócą do ojczyzny, bo schemat „zarabiać w Rosji, wydawać na Zachodzie” jest zbyt wygodny.


Na Zachodzie uczą się dzieci wielu rosyjskich polityków, którzy w kraju bez mrugnięcia okiem sieją antyeuropejskie i antyamerykańskie nastroje. Dlatego mimo że dyskusja na temat tego, czy rodziny wysokich urzędników państwowych powinny mieszkać zagranicą, wraca w Rosji jak bumerang, do tej pory nikt nawet nie próbował realizować pomysłów na wprowadzanie takich zakazów.

Córki Putina i Ławrowa

Władimir Putin o swoich dzieciach mówi rzadko, ale na jednej z konferencji prasowych twierdził, że obie jego córki mieszkają w Rosji. Media wielokrotnie pisały jednak o tym, że starsza – Maria wyszła za mąż za Holendra i mieszka w Holandii. Po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga nad Donbasem latem 2014 roku, holenderscy dziennikarze zaczęli jej poszukiwać bardziej zaciekle niż wcześniej. W prasowych publikacjach pisano nawet, na jakim osiedlu mieszka. Wtedy zapadła się pod ziemię.

Córka Siergieja Ławrowa - Jekaterina - w Rosji mieszka dopiero od 2 lat. Szef rosyjskiej dyplomacji ściągnął ją do kraju po tym, jak po kilku antyamerykańskich wypowiedziach zaczęto go oskarżać o hipokryzję. Urodziła się w Nowym Jorku, kiedy jej ojciec pracował w przedstawicielstwie ZSRR przy ONZ. Ukończyła uniwersytet Columbia.
3 córki pierwszego wroga Zachodu

Siergiej Żelezniak, deputowany do Dumy Państwowej, członek rządzącej „Jednej Rosji” regularnie występuje w rosyjskich telewizjach, tłumacząc widzom, czym jest patriotyzm i dlaczego Zachód jest godny pogardy. To on jest autorem kontrowersyjnych ustaw dotyczących cenzury internetu i zagranicznych agentów.

Tymczasem – jak na swoim blogu wytyka mu m.in. opozycjonista Aleksiej Nawalny – 3 córki wysłał do prestiżowych szkół Anglii i Szwajcarii. Ich edukacja kosztowała rocznie więcej niż polityk zarabiał. Choć cztery lata temu obiecywał, że jego dzieci po studiach wrócą do Rosji, najstarsza córka wyszła za mąż za Szkota, mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii.

Innej deputowanej z Jednej Rosji, legendzie łyżwiarstwa figurowego, Irinie Rodninej, w trakcie kampanii wyborczej wypomniano, że choć obiecuje, że będzie działała w interesach mieszkańców podmoskiewskich miejscowości, to dzieci i wnuczkę wywiozła do Stanów Zjednoczonych. Doniesienia na temat syna krytykującej „gejowską Europę”, senator Jeleny Mizulinej są sprzeczne.

Jedne mówią o tym, że Nikołaj skończył Oksford i mieszka w Belgii. Inne źródła twierdzą, że mieszka w Holandii albo że wziął ślub z mężczyzną w Stanach Zjednoczonych. Do długiej listy rodzin rosyjskich polityków mieszkających zagranicą dopisać można jeszcze dzieci wielu rosyjskich oligarchów, na przykład Romana Abramowicza, który sam także spędza dużo czasu w Wielkiej Brytanii.

JJ/tvp.info