Po raz pierwszy słyszałam tę historię w środowisku żołnierzy Armii Krajowej w Warszawie. Nie dowierzałam. Potem pewna osoba z Krakowa, której opowiadałam historię św Maksymiliana zwróciła mi gwałtownie uwagę: Jak pani może powtarzać tę bzdurę że Jego ciało spalono !

Na wstępie zaznaczę że jestem sceptyczna jeżeli chodzi o wszelkie cuda. Trudno jest mnie przekonać do nadprzyrodzoności. Ponadto ufam Kościołowi że to co jest głoszone jest sprawdzone. Według oficjalnej wersji wydarzeń ciało więźnia o numerze 16670 zostało spalone w krematorium, a jego prochy wymieszane z innymi zostały gdzieś rozsypane. Nie wiadomo gdzie. Nie wykluczone, że w okolicach dzisiejszego centrum ewangelizacyjnego w Harmężach. Wzruszająca historia głosi, iż te prochy zostały rozwiane przez wiatr, bo tak rozległa była miłość świętego do ludzi. Ta wersja miałaby swoje teologiczne umocowanie w wyrażonej za życia woli świętego bezgranicznie zaofiarowanego Maryi. «Chcę i pragnę być startym na proch dla sprawy Niepokalanej, dla sprawy Boga, i aby ten mój proch został rozrzucony przez wiatr i tak rozniósł się po całym świecie, aby ze mnie nic nie pozostało: jedynie wtedy doskonale dokona się we mnie oddanie się Niepokalanej». Jako rzekł tak się stało – być może.

Być może, ponieważ nikt tego już dzisiaj nie może ocenić jak było. Ja tylko mogę powiedzieć że słyszałam od wiarygodnych świadków, którzy to z kolei słyszeli od osób którym to w warunkach konspiracyjnych przekazały inne wiarygodne osoby, że owszem ciało św Maksymilana zostało przewiezione do krematorium, ale tam, pomimo kilkakrotnych wysiłków ogień nie imał się ciała. Podpalanie przy pomocy różnych środków również nie pomogło. Dziwny znak? Nie bardzo mnie to dziwi, raczej jest wiarygodne. Relikwie wielu świętych określa się mianem niezniszczalnych. Nie tak daleko od mojego miejsca zamieszkania w kościele na Jelonkach spłonęła dokładnie cała drewniana budowla tymczasowej kapicy, poza relikwiami o. Pio. Podobnie nie spłonął, lecz jedynie się nadpalił swojego czasu Całun Turyński. Dziwne znaki? Czerwonoarmieńcy też się mocno zdziwili kilkakrotnie rzucając z wysokości ciało św. Andrzeja Boboli, aby się wreszcie rozkruszyło i bez rezultatu. Umieszczono go, dla zgorszenia – nagiego w muzeum ateizmu, ale tam zwiedzający zamiast się śmiać z jego nagości modlili się, ponieważ w prawosławiu jest bardzo silna wiara w znaki niezniszczalności relikwii. Zwiedzający muzeum wiedzieli kogo oglądają, św. kapłana. W końcu zdjęto go z ekspozycji, a powrót świętego do Polski był jednym ze znaków odzyskania niepodległości.

Rozwianie prochów św. Maksymiliana ma swoją symbolikę, ale zachowanie ciała też by miało. Krzew Mojżeszowy, jak wiemy „gorzał a nie zgorzał”. Maryja która dziewicą była, dziewicą poczęła i dziewicą pozostała zawsze porównywana była do krzewu Mojżeszowego, którego nie imał się ogień nieczystości. Przejście przez ogień młodzianków w piecu ognistym. Była by tu masa porównań. Dlaczego przebóstwiony za sprawą Niepokalanej święty miałby nie być Bożym Narzędziem także i w tym sensie?

To co na pewno pozostało ze św Maksymiliana to Jego broda, którą kazał sobie zgolić przed pójściem do więzienia, wcześniej, jeszcze przed tym ostatecznym aresztowaniem które zakończyło się obozem koncentracyjnym. Ojciec Maksymilian nie chciał, aby ten znak franciszkanizmu odbierany był mu przemocą i dla tego kazał się ogolić zakonnemu fryzjerowi, przed wyjściem na przesłuchania. Wówczas była obawa że bracia żegnają go na śmierć i dla tego ta broda została zachowana jako relikwia, choć właścicielowi brody nic no tym nie było wiadomo. Było to przewidujące posunięcie, ponieważ ta podzielona na pojedyncze włosy broda stanowi teraz relikwie.

A co ze sprawą ciała? Przyznam, że kiedy tylko mogę w rozmowach z franciszkanami konwentualnymi to wspominam czy wiedzą coś o tej opcji, że On mógł się nie spalić. Wówczas obserwuję niejakie zmieszanie. Pytam czy jestem pierwsza która o tym mówi? Niektórzy faktycznie wydają się być zaskoczeni, niektórzy zaś mówią, że słyszeli od dawna, ale nie jest to nigdzie odnotowane w materiałach beatyfikacyjnych „bo po co”. Moim zdaniem jak jeden, drugi, trzeci człowiek im mówił, że o czymś takim od świadków z Obozu słyszał, to wypada to odnotować. Ale ja się oczywiście na Watykanie nie znam. Znając jednak dowcip św Maksymiliana, jakoś wewnętrznie przekonana jestem, że On jeszcze jakoś „wypłynie”, a ten ostatni znak również wykorzysta dla chwały Niepokalanej.

Teraz w podziemiach internetu powtarzana jest opinia Kazimierza Świtonia, który, co z zaskoczeniem stwierdzam, zna to przekonanie o zachowaniu ciała św Maksymiliana w tej samej wersji w której mnie to opowiadano, że ciało zakopane zostało gdzieś na terenie obozu. Natomiast co dalej? Ja tu się wstrzymam z powtarzaniem co on dalej mówi, bo moje oczy tego nie widziały. Zobaczymy. Robi się ciekawie :)

Dozwól mi Cię chwalić Panno Przenajświętsza

I daj mi moc przeciwko nieprzyjaciołom Twoim. 
(M..M.K)

Maria Patynowska

.

PS.  jest świadectwo z Marek koło Warszawy - że się w parafii Św. Izydora Ojciec Maksymilian pojawił, tam też Świtoniowa krótka wypowiedź: