1 sierpnia, a także wydarzenia poza naszymi wschodnimi granicami są nieodmiennie okazją do stawiania pytań o to, czy te pokolenia ruszyłyby to walki, tak jak nasi poprzednicy. Czy „Polactwo”, by posłużyć się określeniem Rafała Ziemkiewicza, a także leminżeria jest jeszcze w stanie, tak jak nasi Rodacy stanąć do walki o wartości, czy potrafi oddać życie, a przynajmniej wygodę, samozadowolenie i spokój za jakieś wyższe wartości? Czy też – w każdym z przypadków konieczności poświęcenia czegokolwiek – spieprzaliby jak szczury z tonącego okrętu? A może trzeba potraktować rzecz jeszcze szerzej i zadać pytanie, czy my jesteśmy zdolni do takiego działania? Czy wychowanie, pop-kultura, dominujący dyskurs publiczny nie przekształcił nas w bezjajeczne leszcze, które są w stanie jedynie uciekać, a nie walczyć?

Cnota męstwa zawsze potrzebna

Te pytanie, o czym też warto pamiętać, nie dotyczą tylko sytuacji wojenno-militarnych. Kryje się w nich także pytanie o to, czy potrafimy i czy wychowujemy naszych synów do stanięcia twarzą w twarz z wyzwaniami jakie przyniesie im życie? Czy będą oni w stanie podjąć swoje Westerplatte, gdy urodzi im się niepełnosprawne dziecko, czy też będą zwiewać do nowej panny, tak jak teraz deklarują, że jeśli zacznie się wojna to spieprzą za granicę? Czy jeśli – a grzech w tej dziedzinie się przecież zdarza – będą mieli nieplanowane dziecko, to czy podejmą wyzwanie, zrzucą z siebie skórę wiecznego nastolatka i zostaną ojcem, czy też zasugerują „inne rozwiązanie całej sprawy” lub też porzucą kobietę, której owe dziecko zmajstrowali. To także pytanie o to, czy młody chłopak będzie umiał stanąć w obronie swojej żony i swoich dzieci a także zrezygnować z wygody właśnie na rzecz potomstwa. Wojna, obowiązki militarne wobec Ojczyzny, to tylko jeden, wcale nie najczęstszy wyraz męstwa mężczyzny.

I właśnie dlatego trzeba wrócić do klasycznych wzorców wychowania chłopaków. U ich podstaw musi leżeć wychowanie do cnót. A jedną z nich jest cnota męstwa. Od czasów starożytnych leżała ona u podstaw wychowania młodych mężczyzn. I Platon i Arystoteles wskazywali, że to właśnie ona powinna kształtować nasze zachowania. „Człowiek mężny jest nieustraszony w tym stopniu, w jakim nim człowiek być może. Będzie się więc wprawdzie bał rzeczy wspomnianego rodzaju, będzie się jednak zgodnie z nakazami obowiązku i rozumu na nie narażał ze względu na to, co jest moralnie piękne: to bowiem jest celem dzielności etycznej” - wskazuje Arystoteles. „Mestwo (…) decyduje się na pewne rzczy i naraża na nie dlatego, że takie postąpienie jest moralnie piękne lub że zaniechanie takiego postąpienia jest haniebne” - uzupełnia Filozof w „Etyce Nikomachejskiej”. A święty Tomasz z Akwinu uzupełnia, że „męstwo (…) to cnota pozwalająca wytrwać w niebezpieczeństwie śmierci”. To sformułowanie także należy rozumieć szerzej. Umieraniem dla siebie jest wiele decyzji, na które nie mamy ochote, ale o których wiemy, że wymaga ich od nas wierność konkretnym osobom, decyzjom czy wartościom. Tych wyborów jest tyle, ile życiorysów, ale w każdym trzeba zachować wierność zasadzie męstwa. Jego przeciwieństwem jest bowiem tchórzostwo, ucieczka z pola walki, z przestrzeni własnego życia.

Wychowanie do cnót

Niezależnie od rozmaitych dyspozycji psychicznych i emocjonalnych, nikt się mężnym od razu nie rodzi. Do cnót trzeba wychowywać (a niekiedy trzeba się do nich samowychowywać). „... trzeba od wczesnej młodości być wdrażanym poniekąd, jak mówi Platon, do radości i zmartwienia z powodu tych rzeczy, którymi należy się cieszyć i martwić” - uzupełnia niezawodny Arystoteles. Chłopcy muszą zatem wiedzieć, że tchórzostwo, ucieczka, pozostawienie słabszych samymi sobie, odrzucenie wzięcia odpowiedzialności za własne decyzje, jest postępowanie niegodnym mężczyzny i chłopaka. Chłopaki nie tyle nie płaczą, ile nie tchórzą, nie uciekają przed wyzwaniami, nie płaszczą się przed silniejszymi. I to od pierwszych lat życia.

Poczucie obciachu jakim jest tchórzostwo, poczucie, że normalny zdrowy mężczyzna jest odważny trzeba w chłopcach wyrabiać, zawstydzając ich, kiedy trzeba, a także promując odpowiednie wzorce. Jednym z nich są właśnie powstańcy warszawscy, ludzie, którzy walczyli i oddawali życie z to, co najważniejsze. Ale takich postaci jest w naszej historii więcej. To żołnierze niezłomni, to walczący z bolszewikami żołnierze, to legioniści, powstaścy z listopada i stycznia. Ale to także ci, którzy wyruszyli na wojnę z lenistwem, alkoholizmem, bezmyślnością. To bł. Edmund Bojanowski, bł. Marcelina Darowska, św. Albert Chmielowski, św. Rafał Kalinowski (obaj ostatni zresztą powstańcy), to bł. Jerzy Popiełuszko i ks. Sylwester Zych, a także ks. Ignacy Skorupka. W poprzednich wiekach takich postaci było jeszcze więcej. I ich wzorcami trzeba karmić nasze dzieci.

Wychowanie zakłada jednak także pokazywanie antywzorców i to z jednoczną oceną. Nie ma zatem wątpliwości, że nasze dzieci muszą wiedzieć, co myśleć o zdrajcach Wojciechu Jaruzelskim czy Zygmuncie Baumanie, muszą jednoznacznie oceniać Bieruta, Kiszczaka i innych komunistycznych pachołków, muszą wreszcie nauczyć się pogardy dla postępowania (nie dla osoby, a rozróżnienie tego bywa czasem trudne, ale jest konieczne w wychowaniu chrześcijan) dla działań Jerzego Urbana. Te antywzorce muszą być obecne w naszym postępowaniu wobec dzieci, tak by wiedziały one czym jest dobro, a czym zło, by wiedziały, że z pewnych swoich decyzji czy zachowań mogą być dumne, ale inne są godne pogardy.

Po pierwsze codzienność

Wbrew pozorom nie chodzi jednak tylko o postawy wobec narodu i państwa czy społeczeństwa, ale także o postawy wobec naszych bliskich, w naszej codzienności. Ucieczką od odpowiedzialności, czyli zwyczajnym tchórzostwem jest pozostawienie ciężarnej dziewczyny, odejście od dzieci i żony do nowej konkubiny czy kochanki itd. Prawdziwy mężczyzna jest nie tylko mężny, ale i wierny – osobom i decyzjom które podjął. Ale do tego możemy wychować naszych synów tylko własnym przykładem. Oni muszą widzieć naszą miłość, naszą wierność, naszą gotowość do oddania życia (wygody) za naszych bliskich, za tą, która jest z nami jednym ciałem. Bez tego świadectwa, bez pokazania, że jesteśmy gotowi na wszystko nie będzie przyszłych pokoleń gotowych na wierność, uczciwość, odpowiedzialność i wreszcie na męstwo. Wzorce osobowe, postawy sprawdzają się bowiem najmocniej w codzienności, w rzeczach małych.

Na koniec warto jednak przypomnieć także, że niezależnie od tego, w jakim miejscu się obecnie znajdujemy, zawsze możemy zacząć od początku. Mam przyjaciela, który – delikatnie rzecz umując nie był dobrym mężem i ojcem. Ale zaczął powoli powstawać, a gdy nadeszła godzina próby stał się prawdziwym bohaterem. Podjął wyzwanie i stara mu się sprostać. Opiekuje się żoną i ciężko chorym dzieckiem. I w ten sposób realizuje swoje Westerplatte, staje się Powstańcem Warszawskim codzienności. W walce, której – po tej stronie – nie może wygrać, ale która buduje prawdziwą – jego i jego żony – świętość.

Tomasz P. Terlikowski