Cytując klasyka: „no żeb ja był breszczaty na jedno oko, to by może uwierzył”. W co konkretnie? Nie w pastowanego kabana, który udaje dzika, ale w czarnego konia polskiej polityki Roberta Biedronia. Typowa wydmuszka polityczna, jaka co roku się pojawia i ma być wielkim zaskoczeniem, bo jest „świeża”. Nie lekceważyłbym jednak tego, wszak na tym zgranym patencie do sejmu wjechało wiele gwiazd jednego sezonu, poczynając od Partii Przyjaciół Piwa, przez Twój Ruch, kończąc na Kukizie’15. Z jakichś powodów Zandberg z „Razem” nie załapali się na świeżość i to jest też podpowiedź, że pompować trzeba umieć i nie wolno przesadzić z egzotyką. Można się srogo pomylić w doborze czarnego konia i Biedroń teoretycznie nie posiada wielu atutów, poza jednym, ale po kolei.

Od Roberta Biedronia bije taka świeżość, jak od uczestników weekendowego grillowania w poniedziałkowy poranek. Biedroń nigdy poza polityczny koloryt nie wyszedł i w polityce tkwi od lat. Zaczynał od ulicznych zadym, jako homoseksualny bojownik Antify, homoseksualny dlatego, że męskości w jego wyczynach było bardzo mało. Cudem, a raczej mocą patologii sądownictwa wykpił się od wyroku i chyba nikt nie ma wątpliwości, że gdyby rzucał kamieniami z opaską ONR, poszedłby do aresztu na trzy lata. Potem Biedroń tułał się po zapleczu SLD, bo stary komunista Miller nie cierpi feminizmu i ruchów LGBT jeszcze bardziej. Na dłużej czarny koń polityki zaistniał wstępując do ruchu bimbrownika z Biłgoraja, ale wówczas z jego pierwszego wystąpienia w sejmie nawet postępowa PO z Tuskiem na czele, zanosiła się od śmiechu. Po upadku zdegenerowanej zbieraniny, która do sejmu więcej się nie dostała, europejski Biedroń przeniósł się na prowincję i tam wygrał wybory prezydenckie. Złośliwie można zadać pytanie dlaczego startował w Słupsku, nie w Warszawie lub chociaż w Poznaniu, ale na takie pytanie wszyscy znają odpowiedź. Słupsk to jest wszystko, co może w wyborach prezydenckich osiągnąć Biedroń.

Wie o tym każdy polityk, z Biedroniem na czele, co każe postawić kolejne, dużo poważniejsze pytanie. Po co tak absurdalnie promować tę kandydaturę, z góry skazaną na porażkę? Powodów znajdzie się kilka i zacząłbym od Kukiza. Do dziś cała grupa naiwnych twierdzi, że start Kukiza w wyborach prezydenckich był błogosławieństwem dla Andrzeja Dudy. Jest to tak piramidalna bzdura, że da się ją zweryfikować na pierwszej stronie politycznego elementarza. Dokładnie odwrotnie było, Kukiz miał być alternatywą dla nie- lubianego PiS, taką nowoczesną prawicą, o której słyszymy od czasów okrągłego stołu. W ambitniejszej wersji Kukiz mógł wyeliminować Dudę w pierwszej turze, ale sprawy się pokomplikowały, ponieważ dwóch w miarę młodych i znacznie lotniejszych polityków uwydatniło całą prostotę niezguły Komorowskiego. Przed drugą turą Kukiz nie mógł poprzeć Komorowskiego, byłoby to polityczne samobójstwo, w perspektywie startu w wyborach parlamentarnych z własną partią, która dziś w 90% głosuje razem z PO i Nowoczesną. Tak to z Kukizem było i dziś też widać, że od wszystkich pozostałych „apolitycznych polityków”, śpiewak z Opola różni się niewiele.

Biedroń ma do wypełnienia bardzo podobną rolę, ale z odwrotnym wektorem. Nikt dziś nie wie czy kandydatem PiS będzie Andrzej Duda, ale jak znam życie tak się pewnie stanie i wtedy to Duda zajmie pozycję Komorowskiego. Urzędujący prezydent zawsze jest faworytem, natomiast Biedroń i Tusk będą robili za świeżość, czyli zajmą miejsce Dudy i Kukiza z 2015 roku. No i teraz mamy taką sytuację, że jeśli Biedroń zrobi wynik podobny do Kukiza, to w drugiej turze może „oddać” głosy Tuskowi lub komuś innemu wystawionemu przez PO. Manewr stary jak świat, Biedroń nie jest czarnym koniem, ale kandydatem skupiającym wyborców najbardziej lewicowych i liberalnych, co oznacza, że za żadne skarby nie zagłosują na PiS, no i w pierwszej rundzie też się będą brzydzić PO. Gdy emocje polityczne sięgają zenitu, większość ludzi zachowuje się stadnie i głosuje przeciw. Nietrudno się domyślić przeciw komu zagłosują wyborcy Biedronia i kogo, pokonując obrzydzenie, wesprą. Biedroń jest pompowany, bo ani Tusk, ani tym bardziej inny kandydat nie jest w stanie zmobilizować tego elektoratu, którym zaopiekuje się lewicowy homoseksualista.

Biedroń nie jest świeży politycznie, ale może zrobić zamieszanie na takiej samej zasadzie, jak wszyscy egzotyczni politycy, występujący w roli tego pierwszego. W USA mieliśmy pierwszego czarnoskórego kandydata, miała też być pierwsza kobieta prezydentem, no to w Polsce będziemy mieli pierwszego homoseksualistę, co jest jedynym kapitałem Biedronia. Czy Polacy poprą pierwszego homoseksualistę z taką siłą, jak pierwszego muzyka? Śmiem wątpić, ale traktowanie Biedronia jako wsparcie dla głównego kandydata „antypisowskiego” jest zabiegiem bardzo dobrym i niebezpiecznym, chociaż starym jak świat.

Piotr Wielgucki (Matka Kurka)