W pierwszych słowach mego listu, czy jak kto woli felietonu, najmocniej przepraszam, że drugi dzień się spóźniam i to znacznie. Mam szereg usprawiedliwień, wokanda, choroba, naprawa samochodu i co najgorsze ręce tak poranione, że pisać ciężko. Tak się kończy rozbieranie starej Skodziny, a na dodatek po złożeniu zaświecił się immobilizer, którego nie dotykałem. Padam na twarz, ale piszę wbrew przeciwnościom. Cały ten wstęp można by uznać za lanie wody, gdyby nie to, że tak dokładnie wyobrażam sobie kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego na króla Europy. Ma chłop przed sobą do pokonania więcej przeszkód niż opisałem ze swojego życia. Polska wysunęła optymalną dla siebie kandydaturę, niemniej przypomina ta akcja słynnego słomianego Misia.

Myliłem się w dwóch kwestiach, sądziłem, że Kaczyński dogada się z Merkel, co do losów Tuska, w zamian za poparcie Polski dla Merkel w najbliższych wyborach. Pomyliłem się też w ocenie szans Saryusza-Wolskiego. Wydawało mi się, że wiele krajów będzie chciało wymienić Donalda mając do wyboru niezłego kontrkandydata. Nic z tych rzeczy, bodaj Słowacja woli nowego prezydenta Europy, ale już Grupa Wyszehradzka ma przeciwne zdanie. Nawet Orban się nie ugiął, czemu dziwić się nie należy, bo od dawna o tym mówił i z jakichś niezrozumiałych względów prywatnie lubi Tuska. Zresztą Orban zachowuje się racjonalnie, on prowadzi tyle wojen z UE, że ta batalia, w zasadzie o nic, jest mu całkowicie zbędna. Krótko mówiąc zostaliśmy z Saryuszem-Wolskim sami, a w najlepszym razie poprze nas Słowacja.

Jeśli przeciw Tuskowi swojego kandydata nie wystawią socjaliści, to jest pozamiatane i Tusk utrzyma się na stołku. Po co w takim razie było się pchać na straceńczą walkę? Potrzebny był nam ten Miś, którego niechybnie czeka protokół zniszczenia? Na mój zmęczony łeb potrzebny i to bardzo, pamiętajmy, że Miś robił za słomianą skarbonkę, na Misiu się po prostu zarabiało. Co zarobimy? Zacznijmy od tego, że Polska złożyła rozsądną ofertę dla niemieckiej Angeli i sam fakt, że polski rząd nie poprał Tuska powinien kończyć dyskusję. Stało się inaczej i w związku z tym Kaczyński odpalił Misia. Prawdę mówiąc nie wpadłbym na to, ale Kaczor wpadł i dlatego warto się od Niego uczyć polityki. Polski kandydat niemal na pewno przegra, ale jednocześnie Polska pokazuje, że nikt sobie nie będzie w relacjach międzynarodowych pogrywał. Wbrew pozorom nie ma to nic wspólnego z romantyzmem i przegranymi powstaniami, widzę tu wyłącznie racjonalizm i pragmatyzm.

Kaczyński próbował groźbą i prośbą, nie udało się, co oznacza, że najgorszą rzeczą na świecie byłoby przyjęcie stanowiska Niemiec. Merkel powiedział „nie” i z od tego momentu stało się jasne, że trzeba powiedzieć swoje „nie”. W przeciwnym razie, wyszlibyśmy na kamerdynerów, którzy proszą się o rzeczy oczywiste. Podjęcie walki to zysk sam w sobie i to zaprocentuje na przyszłość. Do Europy poszedł jasny komunikat, że z Polską nie będzie prostej gry i podpisywania kwitów, które podsunie Bruksela albo Berlin. Jest to konsekwentne budowanie wizerunku twardego i wymagającego partnera w polityce zagranicznej. Takie postawy zapadają w pamięci Brukseli z naturalnych przyczyn, ponieważ są rzadkością. Rzecz jasna od samego prężenia muskułów walki się nie wygrywa, ale gra psychologiczna jest niezmiernie ważna.

W Brukseli są takie sprawy, których nie da się załatwić bez jednomyślnego głosowania. Wcześniej, czy później coś podobnego na europejskiej agendzie się pojawi i wtedy wielu partnerów politycznych Polski będzie mieć z tyłu głowy jedną informację – z nimi to się tak łatwo nie da. Najważniejsze jest budowanie własnej pozycji, suwerennego państwa, które dba o własne interesy i w tej kategorii możemy być pewni, że kandydatura Saryusza- Wolskiego właśnie temu służy. Przy okazji robione są kolejne porządki w szeregach najdurniejszej opozycji na świecie, bo to oni się znów pogubili po najnowszej zagrywce Kaczyńskiego. Polak z Niemcem potyczki o króla Europy raczej nie wygra, ale ważne, że Polska nie poddała się Niemcom.

Matka Kurka

ZA: KONTROWERSJE.NET

dam/kontrowersje.net