Nad takim wydarzeniem, jak żale Agaty Młynarskiej wylane na gofry, smażone ryby i brzuszki piwne facetów urlopujących się nad Bałtykiem, nie pochyliłbym się na centymetr, gdyby nie odzew Polaków. Ponoć nieustannie i w wielu kwestiach zachowuję niepoprawny optymizm, a jedną z nich jest zmiana nastrojów społecznych. Nigdy nie twierdziłem, że Polska została dotknięta czarodziejską różdżką i nagle z kompleksów żelaznej kurtyny wyrośliśmy na Amerykanów pewnych swojej siły. Tak oczywiście się nie stało i zapewne długo nie stanie, ale nie trzeba mikroskopu, aby zauważyć wyraźny podstęp. 20, 10 i nawet 5 lat temu rozmaite bzdety celebrytów opluwających Polaków cieszyły się niezwykłą popularnością. Gdy tylko jakaś damulka, co to za reklamę podpasek dostaje na rękę dorobek całego życia przeciętnej polskiej rodziny, była łaskawa powiedzieć, że w autobusie miejskim cuchnie potem, zahukane społeczeństwo niemal chórem odpowiadało – racja, racja! Moim ulubionym sportem przy takich okazjach jest zadawanie krótkich pytań. Powiadasz, że Polacy in gremio śmierdzą? Taka prawda, nie ma co się oszukiwać – odpowiadał indoktrynowany „śmierdzący” Polak. No dobrze, ale Ci Polacy to kto? Twoja mama śmierdzi w autobusie? Twojemu tacie daje spod pach? Twoje dziecko cuchnie na trasie 145? No i tutaj zaczynała się najpierw konsternacja, a później typowa dla zakompleksionych frajerów jazda z „hejtem” i „ad personam”. Ów masochistyczny fenomen „Polacy śmierdzą”, „Polacy kradną”, „Polacy to antysemici” funkcjonował doskonale do mementu, gdy Polacy byli mitycznym plemieniem, które istniało tylko w doktrynach ideologów wyrastających z wiadomego pnia.

Polska i Polacy w przestrzeni publicznej robili za Yeti, z tą korektą, że Polaków wszyscy widzieli, ale nieliczni się do polskości poczuwali. Lata lewackiego i później „liberalnego” bełkotu sprawiły, że z pełną swobodą dało się wylewać najgęstsze szambo na głowy całego narodu, ponieważ naród był w proszku. Skoro mowa o jakiś tam Polakach, czy jakiejś tam Polsce, to co mnie to może obchodzić? Kowalski, Nowak, Kownacki czuli się najmądrzejsi na świecie, zwłaszcza w Internecie, i powtarzali idiotyzmy antypolskie, bo nie identyfikowali się z narodem, którego byli i są przedstawicielami. Celebryci mogli z pełną swobodą gnoić ile wlezie i mało kto się przejmował atakiem na grupę, której nie był członkiem, czy raczej nie miał świadomości, że jest jej członkiem. W ciągu ostatnich dwóch, trzech lat proporcje nagle się odwróciły i dziś już bardzo ciężko spotkać masowy zachwyt wywołany rzyganiem na Polskę i Polaków. Przekonała się o tym Agata Młynarska, wcześniej przekonywali się Stuhr, jeden i drugi. Jakaż to moc sprawiła i komu ten cud zawdzięczamy? Sobie, tylko i wyłącznie sobie. Lepsze towarzycho nie zauważyło, że Polska i Polacy przestali być anonimowi, że przyszła moda na polskość. Zabawne prawda? Młynarska i reszta płatnych katarynek, które gonią za modą, nie załapały się na największą falę i zostały wyrzucone na brzeg, gdzie płaczą z poobijanymi tyłkami.

Obrywało mi się o radykałów za propagowanie popkulturowego patriotyzmu, słyszałem, że to płytkie, że zastępuję istotę polskości i tak dalej. Nie ma w tej opinii fałszu, ale przeniesienie tak radykalnego stanowiska na realia społeczne, musi się kończyć marginalizacją postaw. Przez długie lata Polski przed opluwaniem broniła garstka zapaleńców, właśnie tych etosowych i chwała im za to. Muszę jednak zmartwić krytyków popkulturowego patriotyzmu, bo tę zmianę nastrojów społecznych zawdzięczamy dokładnie temu, co się zwykło nazywać „Januszami”. W autobusach, na plażach, w samolotach do Hurghady znajdziemy w większości tych Polaków, którzy w czasie Euro jeździli starymi VW udekorowanymi w polskie flagi. Ci sami Polacy chodzili w koszulkach z orzełkami i z symbolami Polski Walczącej, często nie rozumiejąc wagi tego symbolu. Może jestem heretykiem, ale głośno powiem – nieważne! Jeśli masowe zachowania służą celom nadrzędnym, tylko idiota będzie starał się je tępić.

Każdy „Janusz” choćby w tej durnej czapie, ale z orzełkiem na środku jest więcej wart od pół miliona zgnuśniałych celebrytów rysujących kontur polski na brudnej kałuży i wsadzających polską flagę w psie gówno. Cudowna zmiana polega na IDENTYFIKACJI. Przyznanie się do Polski przestało być obciachem. Mało tego, być Polakiem i okazywać to publiczne od kilku lat jest modą, która się utrwala na takiej zasadzie, jak nieśmiertelne noszenie dżinsów. Jakie by dżinsy nie były, dzwony, czy rurki, to zawsze są dżinsy i zawsze są modne. Popkulturowy patriotyzm to coś w rodzaju dżinsowych rurek – zgoda, ale to zdecydowanie lepszy strój dla Polaka niż internacjonalistyczny garnitur z sierpem i młotem w klapie. Atakowanie popkultury, która przynosi tak błogosławione efekty jak identyfikacja Polaków z Polską i obrona przed wylewaniem pomyj na Polaków, jest zbrodnią, tym bardziej, że to w żadnym razie nie przeszkadza, a wręcz pomaga w krzewieniu wyższych wartości.

Matka Kurka/kontrowersje.net