Były europoseł PiS, politolog Marek Migalski, przekonuje na łamach ,,Rzeczpospolitej'', że ustawa o IPN nie była żadnym spiskiem jednej części PiS przeciw drugiej, ale po prostu zwykłym wypadkiem.

,,Uważam, że to był wypadek przy pracy. Niektóre rzeczy po prostu się wydarzają, bo polityka to walka we mgle. Gdzieś słychać szczęk oręża, ale nie wiadomo, czy ci, którzy nadchodzą, to przyjaciele, czy wrogowie [...] Nie widzę w tym próby zaszkodzenia premierowi Mateuszowi Morawieckiemu czy prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu przez ziobrystów, jak spekulują niektórzy'' - powiedział w rozmowie z ,,Plusem Minusem'' Rzeczpospolitej.

Migalski mówił też, skąd jego zdaniem bierze się duża popularność rządzącej partii. W jego ocenie chodzi o naród.

,,Przyglądałem się działaniom PiS i doszedłem do wniosku, że to jest jeden z fenomenów tłumaczących duże poparcie dla tej partii. Oni po prostu odpowiedzieli na głęboko zakorzenioną potrzebę identyfikacji, która jest w ludziach. Poświęcili temu dużo pieniędzy i czasu. Zaangażowali do budowy narodu wielu ludzi, bo tym zajmuje się Polska Fundacja Narodowa, ale też wszystkie ministerstwa, wojsko, media. W „Wiadomościach" TVP poświęcono narodowi cztery razy więcej czasu niż w „Faktach" TVN. Nawet pociągi dalekobieżne są nazywane zgodnie z potrzebami narodowymi. Ta ekipa poświęciła tworzeniu narodu bardzo dużo wysiłku'' - stwierdził.

Mówił też, że w ten schemat wpisuje się rosnąca od lat w PiS polaryzacja, szukanie wrogów nie tylko zewnętrznych, ale i wewnętrznych. ,,PiS jest nieomal inkarnacją husarii, AK czy Żołnierzy Wyklętych, a ich przeciwnicy polityczni to Targowica'' - uznał.

mod/rzeczpospolita