- Jeśli w ciągu dnia mamy na ekranie 30 ekspertów i 29 z nich reprezentuje jedną opcję, to nie trzeba być Krajową Radą, ani sondażownią, żeby wiedzieć, że jest to przechył w jedną stronę – mówi Marcin Wolski, publicysta i satyryk.

 

Nowelizacja ustawy medialnej autorstwa PiS umożliwia wymianę władz TVP i Polskiego Radia. To rzeczywista, fundamentalna zmiana, jeśli chodzi o funkcjonowanie mediów?

Zależy, co rozumiemy przez słowo „fundamentalna”. Myślałem, że uchwalona będzie całościowa ustawa, która będzie rzeczywiście fundamentalną zmianą zasad. Obecna nowelizacja oznacza jedną rzecz: zmianę ludzi. Sytuacja w mediach publicznych zabrnęła tak daleko, że każdy dzień dłużej tego, co obserwujemy, oznaczałby po prostu dramat. Widzimy szczucie. Jeżeli ktoś mówi o zamachu stanu, to cały czas trwa zamach stanu - zamach na spokój społeczny, na zdrowy rozsądek, na porządek ustanowiony przez taki, a nie inny wynik podwójnych wyborów. Mnie oczywiście byłyby bliższe sercu na globalne zmiany, czyli zmiana mediów tzw. publicznych na narodowe i wszystkie reformatorskie pomysły, nad którymi od majowego zjazdu pracowało Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Jednak teraz mamy pożar i rozumiem większość sejmową, która musi wystąpić w roli strażaka i sprawić, żeby media chociaż częściowo stały się pluralistyczne. Przypomnijmy, że zmiana kierownictwa nie oznacza końca pluralizmu w mediach, a tym bardziej końca pluralizmu w Polsce. Pozostają potężne, wpływowe i bogate media komercyjne, które będą robiły, co im się podoba.

Na czym miałyby polegać zmiany proponowane przez SDP?

Miały polegać na rzeczy – skoro użył pan tego słowa – fundamentalnej. Media przestałyby być spółkami skarbu państwa, a więc przedsiębiorstwami nastawionymi na zyski, działającymi według prawa handlowego, a stałyby się instytucjami pożytku publicznego, tak jak Muzeum Narodowe czy filharmonia. Byłyby instytucją, na którą składają się wszyscy Polacy, w ramach – zrealizowanego według jednego z wielu pomysłów - paraabonamentu, paraskładki czy parapodatku. Media, które nie działają według zasad komercyjnych, mogą pozwolić sobie w większym stopniu na misję, a w mniejszym na schlebianie najniższym gustom. Dotąd media publiczne ścigały się z komercją – byle głupiej, byle przystępniej, wszystko według hasła „zostańcie z nami”, a nie „przyjdźcie do nas”. To jest jedna zmiana. Druga: chodzi o to, żeby media odzwierciedlały charakter społeczeństwa. Ostatnio, poza obowiązkowym puszczeniem kawałka przemówienia prezydenta czy premiera, mamy właściwie zgodny chór ich przeciwników. Służy to wytworzeniu fałszywego obrazu, według którego z jednej strony jest grupa szaleńców, która wojuje np. z Trybunałem Konstytucyjnym, a z drugiej strony - jednolita postawa wszystkich mądrych, wykształconych, kulturalnych i kompetentnych ludzi. Co ewidentnie nie jest prawdą.

Przecież Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji kilka dni temu ogłosiła wyniki badania, z którego wynikało, że „Wiadomości” TVP są najbardziej obiektywnym serwisem.

Można powiedzieć, że KRRiT oceniała sama siebie. Nie wiem, czy istnieją jakieś obiektywne, niezależne sondaże. Jeśli w ciągu dnia mamy na ekranie 30 ekspertów i 29 z nich reprezentuje jedną opcję, to nie trzeba być Krajową Radą, ani sondażownią, żeby wiedzieć, że jest to przechył w jedną stronę. Nawet nie przechył, to już leży i wbija się w glebę. Nie prowadzę monitoringu, ale kiedy słucham polityków, to najpierw wypowiadają się przedstawiciele .Nowoczesnej, potem Platformy, potem PSL, potem rozmaitych partyjek pozaparlamentarnych, jak Lewica. Dopiero później jest PiS, a Kukiz'15, czyli trzeci klub w parlamencie, jest w zasadzie nieobecny (nie mówię o audycjach w rodzaju „Kawy na ławę”, gdzie goście są zaproszeni według klucza partyjnego). Generalnie wszystkie normy, kiedyś bardzo pieczołowicie liczone procenty nie mają zastosowania. To woła o pomstę do nieba.

Poważniejsze zmiany, np. powołanie Rady Mediów Narodowych też mają mieć miejsce.

Sądzę, że to jest nieuniknione. Nie znam projektu, ale rozumiem, że do Rady Mediów Narodowych mają być powołani ludzie mający mandat środowisk twórczych. Nawet jeśli wybierałyby ich ciała polityczne, jak sejm, to jednak mam nadzieję, że będą oni fachowcami z rekomendacją naszych środowisk. Krzysztof Czabański na spotkaniu z SDP zapewniał, że nasz projekt jest w 90 proc. zbieżny z ich projektem.

 

Rozmawiał Jakub Jałowiczor