Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co sądzi Pan o zmianach jakie wprowadził w rządzie premier Mateusz Morawiecki?

Marcin Wolski, szef TVP 2: Wydaje się, że są to zmiany przemyślane, nie ma w nich przypadków. Co więcej, są to zmiany podyktowane nie sprawami doraźnymi, co ma zazwyczaj miejsce przy tego typu rekonstrukcjach - są to zmiany które podejmują sprawę „co dalej”. Teraz trzeba rozwiązać kilka istotnych problemów.

To znaczy?

Pierwszym problemem jest wyrwanie się z pułapki starego elektoratu, wyraźnie widać, że PiS chce sięgnąć po elektorat znacznie szerszy, być może w celu uzyskania w przyszłych wyborach większości konstytucyjnej. Z drugiej strony jest to sprawa zdjęcia przynajmniej częściowego oporu, który różne siły europejskie na nas prowadzą. Sprawą trzecią jest wygaszenie pewnych konfliktów, które zaczynały narastać w obozie dobrej zmiany.

Jedni ministrowie mogli się nie sprawdzić, choć pewnie fakt ten polegałby dyskusji…

Pytanie co to znaczy się nie sprawdzić? Czasami jest tak, że ktoś ma po prostu pecha, czasami do rozwiązania jest problem niemożliwy.

Na przykład?

Życzę wszystkiego dobrego następcy ministra Radziwiłła, ale podejrzewam, że nie ma takiego mocnego, który poradziłby sobie ze służbą zdrowia. Nie mówię, że jest to nie możliwe, ale z pewnością potrzebne byłby tu ruchy totalnie inne niż dotychczas, trzeba byłoby zupełnie w inny sposób zająć się finansowaniem oraz w zupełnie inny sposób trzeba byłoby popatrzeć na służbę zdrowia – jest to poza możliwościami poszczególnych ministrów.

O czym świadczy fakt, że niektórzy spośród ministrów przeszli z kierownictwa jednego ministerstwa na drugie?

W wypadku tak poważnej operacji, w zasadzie w wypadku najpoważniejszej operacji jaką jest zmiana szefa MONu chyba nie dało się postąpić inaczej. Wiadomo było, że szefem tego ministerstwa musi zostać człowiek, który dysponowałby zdolnością do zarządzania tego typu trudnym resortem, a jednocześnie cieszył się zaufaniem centrum decyzyjnego PiSu. Podobnie rozumiem objęcie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Administracji przez pana Joachima Brudzińskiego.

To znaczy? Proszę rozwinąć?

Dziś ze zrozumiałych powodów emocje są ogromne, tymi ruchami trzeba było pokazać, że tymi ważnymi sprawami zajmują się ludzie sprawdzeni i posiadający weryfikację twardego elektoratu PiSu. Wyobraźmy sobie co byłoby na przykład, gdyby Macierewicza zastąpił Gowin.

To właśnie głównie dymisja szefa MON rozpaliła emocje wśród konserwatywnych wyborców PiS. Tomasz Sakiewicz pisze, że już więcej nie zagłosuje na „tego prezydenta”. Natomiast portal Niezależna.pl, który wiadomo jest związany z Gazetą Polską twierdzi, że prezydent Andrzej Duda stanął po stronie ZOMO.

Przeczytałem to z bólem serca i mam nadzieję, że – bo uważam Tomka Sakiewicza za swojego przyjaciela, i co najważniejsze wiem, że jest bardzo mądrym człowiekiem – w tej chwili te wypowiedzi są powodowane bardzo silnymi emocjami, które prędzej czy później opadną. Pierwszą sprawą, której nie zauważają lub nie chcą zauważyć tak namiętnie krytykujący komentatorzy, jest fakt, że karty w tym kraju rozdaje Jarosław Kaczyński. Nawet prezydent Rzeczypospolitej musi liczyć się z tym jaką decyzję podejmie szef PiSu. W związku z tym wybiórcze obrażanie się na prezydenta jest niepotrzebne – z resztą wygląda to trochę tak jakbyśmy potrąceni przez dużego, silnego mężczyznę jadącego konno bali się odwzajemnić mu tym samym i postanowilibyśmy przynajmniej skopać mu psa. Nie chcę nikogo obrażać, ale chcę pokazać, że atak na prezydenta w tym wypadku jest atakiem zastępczym. Polityka w tym wypadku jest grą zespołową. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że cała ta wielka zmiana nie została przez nikogo wymuszona, jest ona wynikiem głębokich przemyśleń wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości. Pani Beata Szydło nie była w stanie zdyscyplinować ministrów, jak widać nie ma z tym problemu premier Mateusz Morawiecki – jest on człowiekiem, który wykona nawet te najtrudniejsze posunięcia.

Czym powinien różnić się od Witolda Waszczykowskiego nowy szef MSZ?

Ciężko powiedzieć, gdyż jest to bardzo trudna działka. Dorobek pana profesora jest oczywiście imponujący, z pewnością ma on ogromną wiedzę. Ciężko jest natomiast ocenić ministra Waszczykowskiego, niewątpliwie chciał dobrze, czułem jednak, że wraz ze wzrostem ilości kilogramów jego wagi, malała jego skuteczność. Początki ministra Waszczykowskiego były bardzo dobre, wtedy wydawało się, że jest to polityk niezwykle zręczny jednak w pewnym momencie gdzieś ta zręczność go opuściła. Nie jest to kwestia, że oceniono go jako złego ministra, ale być może w takiej roli, w takich czasach, potrzebny jest ktoś świetny. Nie wiem czy taki będzie pan Czaputowicz, mam jednak nadzieję, że przynajmniej spróbuje.

Pojawiają się opinie, że Jacek Czaputowicz został wybrany tylko po to, aby przytakiwać prezydentowi, który ma mieć znaczne więcej do powiedzenia w sprawach międzynarodowych. Czy myśli Pan, że coś w tym jest?

Jeżeli chodziłoby wyłącznie o przytakiwanie prezydentowi to ministrem spraw zagranicznych mógł zostać bardziej znany prof. Krzysztof Szczerski. Przyznam szczerze, że do tej pory zastanawiam się, dlaczego Krzysztof Szczerski nie został szefem MSZ.

Dlaczego Pan się tak nad tym zastanawia?

Dlatego, że jednak stanowisko szefa MSZ jest jednym z lepszym, jednym z bardziej prestiżowych. Mianowanie na szefa dyplomacji zwykle bywa w polityce zaproszeniem ku jeszcze wyższym stanowiskom, jest to w tej chwili ogromna niewiadoma.

Dzisiaj tandem Morawecki-Szczerski zdaje swój pierwszy egzamin.

Czy pan Czaputowicz załagodzi konflikt między Polską a Brukselą? Czy będzie to w jego mocy?

Miejmy nadzieję, że spór załagodzi, a przynajmniej nie zaostrzy. Jest to gra zespołowa, decydujące wrażenie odegra z pewnością sam pan premier.

Czy pana zdaniem po tej rekonstrukcji pozycja premierem Mateusza Morawieckiego wzrośnie czy niekończenie?

Wydaje mi się, że wzrośnie i to zdecydowanie. Premier pokazał w polityce coś co jest bardzo ważne, czyli siłę charakteru – nie przestraszył się.

Pozycja premiera to jedno, ważna jest też pozycja prezydenta Dudy, który wydaje się, że też sporo na tej rekonstrukcji ugrał. Czy pan też dostrzega to, że głos prezydenta jest coraz silniejszy?

W historii znane są przypadki „plusowego zwycięstwa”, dlatego myślę, że tak. Zresztą prezydent od pewnego momentu bardzo aktywnie włączył się w grę polityczną i odnosi sukcesy. Ustawy sądowe przeszły, są faktem – najważniejsza reforma została dokonana i to w atmosferze spokoju, a nie rewolucji. W wakacje prezydent Duda pokazał instynkt polityczny stosując się do zasadny Bismarcka, która głosi, że polityka to osiąganie celów możliwych. W momencie, kiedy fala była zbyt wysoka należy podpłynąć na chwilę do portu, a kiedy się uspokoi, kontynuować rejs. Uważam, że ze względów taktycznych było to posunięcie słuszne i myślę, że w tej chwili będzie to przyświecać polskiemu rządowi. Kierunek się nie zmienił, cele są identyczne, w tej chwili dyskutujemy czy mamy dokonywać pewnych rzeczy nie licząc się na koszty, rachując pilnie koszty i straty starać się osiągać możliwe cele przy osiągnięciu możliwie minimalnych strat.

Dziękuję za rozmowę.