Czasem sobie wyobrażam, że służę na odcinku polskim pod generałem Gerasimowem (fotka) w sztabie rosyjskich wojsk informacyjnych. Co bym zrobił w najbliższym czasie, by zaimponować naczalstwu? W związku z rocznicą wojny wykorzystałbym coroczną polską dyskusję o zdradzie zachodu, by zaszczepiać sceptycyzm wobec NATO - pisze Marcin Ludwik Rey na swoim facebookowym profilu.

 

Całość polałbym gęstym sosem antyrosyjskim, by ofiary mojej zmyły same zabiły śmiechem każdego, kto by zaczął się domyślać, kto nakręca maskirowkę. Wcale mi nie zależy na tym, by Polacy stali się rusofilami – wiem, że to niemożliwe. Zresztą my spece od psy-ops na Łubiance sentymentalni nie jesteśmy, żeby nam przykro było, że Polacy nas nie lubią. Ale skanalizować polską rusofobię przeciwko zachodowi? Można spróbować takiej zakręconej piłki!

Sputnika ani nielicznych operetkowych polskich psychofanów Kremla bym w ogóle do tej akcji nie zaprzęgał. Stworzyłbym nowe polskojęzyczne portale historyczno-patriotyczne lub podsuwał treści stronom istniejącym. Zasięgi pompowałbym wprowadzając między autentycznych polskich patriotów swoich trolli piszących to samo, ale dosadniej, by podnieść temperaturę.

Rozklejałbym memy o konferencji w Abbeville, o niedopuszczeniu Polaków do parady zwycięstwa w Londynie oraz z Piłsudskim nazywającym zachód „parszywieńkim”. Robiłbym to 1 września, ale najbardziej 17 września, by było jeszcze bardziej antyrosyjsko. Piętnowałbym pakt Ribbentropp-Mołotow i konferencję w Jałcie na jednym oddechu.

Przypominałbym los ofiar operacji polskiej NKWD, ba, wybudowania pomnika bym się domagał! Wymieszałbym płynnie z rolą Polski jako przedmurza w wojnie polsko-bolszewickiej i żaliłbym się na czarną niewdzięczność zachodu po dwóch dekadach. Mało kto się połapie, czy to ja promuje jego treści, czy on moje.

W ten cały strumień wmieszałbym, ale tak nienachalnie, powiedzmy 10%, wątpliwości, czy w razie napaści rosyjskiej NATO naprawdę stanie za nami murem, czy tylko wyrazi zaniepokojenie na Tweeterze albo wyrzuci paru rosyjskich dyplomatów. Szerzyłbym kpiny o paleniu marihuany w holenderskim wojsku albo gejach w Bundeswerze, której co drugi śmigłowiec jest nielotem, podczas gdy w Rosji już wdrażają supermyśliwiec MIG-41, przed którym można tylko klęknąć i błagać o negocjacje.

Mój plan jest o tyle genialny, że najlepszą dywersję informacyjną się buduje nie na fałszu, tylko na przejaskrawianiu prawdy. Ja się tylko przyłączam po cichu do autentycznej i uprawnionej dyskusji - i podgrzewam. W tym przypadku ta zaleta występuje maksymalnie: prawdą jest bowiem jak najbardziej, że zachód zdradził Polskę przed i po II wojnie światowej, a teraz zachodnioeuropejska część NATO owszem się ociąga z przygotowaniami na czarną godzinę.

Tu niczego nie trzeba przeinaczać: chodzi tyko o to, by Polakom we łbach przesunąć kursor od podyktowanego realizmem sceptycyzmu z tyłu głowy do emocjonalnego zwątpienia przeradzającego się w defetyzm podszyty strachem i lubowaniem się w byciu ofiarą.

Brzmi znajomo?