Projekt ustawy opracowuje grupa robocza parlamentarnej komisji do spraw konsolidacji społecznej. Jej przedstawiciele powiedzieli BNS, że celem tego dokumentu jest zapewnienie szacunku i wsparcia obywatelom Łotwy, którzy zostali zmobilizowani do służby w niemieckich i radzieckich siłach zbrojnych bez względu na to, jaka była ich wola.

 

Członek grupy roboczej Valdis Liepins zaznaczył, że prace nad projektem dopiero się rozpoczęły i oczekuje się licznych gorących dyskusji na jego temat w przyszłości. Według niego ustawa skorygowałaby sytuację, w której weterani walczący w Armii Czerwonej mogą otrzymywać renty od Rosji, natomiast Łotyszom walczącym po stronie niemieckiej państwo nie wypłaca żadnych świadczeń - co jest jednym z powodów skonfliktowania obu tych środowisk.

 

"Ci, którzy walczyli po którejkolwiek ze stron, nie mieli wyboru. W rzeczywistości obie strony cierpiały i była to naprawdę sytuacja, w której bracia walczyli przeciwko braciom" - powiedział Liepins.

 

Ustawa ma przyznać status uczestnika II wojny światowej wszystkim obywatelom łotewskim, walczącym w jej trakcie w jakichkolwiek radzieckich lub niemieckich formacjach zbrojnych. Jednak o status ten nie będą się mogły ubiegać osoby, uczestniczące w komunistycznych lub nazistowskich represjach politycznych, ani też skazani za ciężkie przestępstwa i dotąd nie zrehabilitowani.

 

Zweryfikowani weterani otrzymają specjalne legitymacje i będą uprawnieni do comiesięcznych świadczeń, wypłacanych z budżetu ministerstwa obrony. Świadczenia nie będą jednak przysługiwały osobom, pobierającym je już od innych państw.

 

Jak przypomina BNS, zdecydowanym zwolennikiem pojednania kombatantów II wojny światowej jest prezydent państwa Andris Berzins. W lipcu zaapelował o to w liście, skierowanym do weteranów zarówno wchodzącego w skład Waffen-SS Legionu Łotewskiego, jak i Armii Czerwonej.

 

Szef państwa zaznaczył wtedy, że jest to apel o "ludzką empatię i pojednanie, a nie o próbę napisania historii na nowo". "Nie możemy zapomnieć bólu, ofiar i niesprawiedliwości. Nie chodzi także o usprawiedliwianie zbrodni wojennych" - podkreślił.

 

AM/PAP