Prof. Krystyna Pawłowicz powiedziała ostatnio, że po debacie sejmowej na temat związków partnerskich zgłosili się do niej przedstawiciele Stowarzyszenia POMOC 2002 z Radomia, które pomaga osobom homoseksualnym w wychodzeniu z tej skłonności, by opowiedzieć o dramatach, jakie często dotykają takie osoby. I właśnie zainspirowana tymi problemami posłanka zadała minsitrowi zdrowia proste pytanie o to, czy jego resort pomaga jakoś takim osobom i czy wspiera terapie osób homoseksualnych.

I jak się można było domyślać po takiej wypowiedzi rozpętała się burza. Andrzej Rozenek domagał się wyrzucenia profesor z uczelni, argumentując, że w szkołach nie mogą uczyć „psychopaci”, dziennikarze jak na zawołanie zaczęli zaś wyśmiewać postulat. A przecież nie ma w nim nic zaskakującego. Wiadomo, i nie jest to wymysł prof. Pawłowicz, że na świecie są homoseksualiści, którzy nie są zachwyceni i źle się czują ze swoją skłonnością. I to właśnie o pomocy im (a istnieją terapie, które nawet jeśli nie dokonają reorientacji – choć i to się zdarza – to przynajmniej nauczą taką osobę życie w czystości) mówiła prof. Pawłowicz.

Ale los takich osób (wbrew pozorom licznych) homolobbystów nie obchodzi, i nie obchodzi również państwa. Oni mają radzić sobie sami, zachwycać się aktami, które ruinują im zdrowie, bowiem władza i homolobbyści wolą wyrzucać pieniądze na promowanie homolobby, niż na pomoc osobom, które takiej pomocy potrzebują. Oni, jako że nie pasują do ideologii gejowskiej, są uznawani za nieistniejących...

Tomasz P. Terlikowski