Stara miłość nie rdzewieje. Choć czasy się zmieniają, to jak się okazuje, autorytety pozostają takie same. Dziś lewica i groteskowa opozycja w ramach walki z rzekomym globalnym ociepleniem, i jeszcze okropniejszym PiSem, powołuje się na autorytet Karola Marksa twórcy komunizmu.

W opublikowanym na łamach „Krytyki Politycznej” artykule <<Czy lewica powinna zamykać kopalnie? Marks powiedziałby „tak”>> Adam Leszczyński (od 1994 do 2017 publicysta „Gazety Wyborczej”, „Krytyki Politycznej”, współzałożyciel portalu OKO.press) stwierdził, że pozytywne skojarzenia z górnikami to wyraz tęsknoty „za światem minionym, za formami życia gospodarczego i społecznego, które nieodwracalnie należą już do przeszłości”.

Zdaniem lewicowego publicysty takie nieracjonalne pozytywne skojarzenia z górnictwem ma też lewica, która „w umorusanym węglem górniku widzi prawdziwego człowieka pracy. Zapomina jednak, że zawsze była zwrócona ku przyszłości, a jej najważniejszy myśliciel wobec odchodzących form życia społecznego żywił głównie pogardę”.

Kto jest dla lewicowego publicysty rodem z „Gazety Wyborczej”, „Krytyki Politycznej” i „Oko press” tym najważniejszym myślicielem lewicy? Nie kto inny tylko twórca komunizmu Karol Marks!

Lewicowy publicysta żartobliwie stwierdza w swoim artykule, że „dziś Marks powiedziałby górnikom”: „Towarzysze, wasz czas już minął, pora patrzeć w przyszłość. Zamieńmy kopalnie w muzea i stawiajmy wiatraki”.

Zdaniem lewicowego publicysty wiemy „co Marks miał do powiedzenia o tych formach życia społecznego, które – już za jego życia – zostały wyprzedzone przez postęp technologiczny i zmianę społeczną. Filozof uważał sentymentalizm za niewybaczalną polityczną słabość”.

Według lewicowego publicysty w czasach Marksa anachronizmem była „stara, feudalna azjatycka wieś”, była ona idealizowana, to Marks dostrzegał w niej „głównie przemoc, opresję i zabobon”. Dla Marksa „rozbicie tradycyjnych wspólnot wiejskich było dla niego tak wielkim krokiem w stronę postępu, że był skłonny pochwalić za tę destrukcję nawet brytyjski kolonializm”.

W opinii lewicowego publicysty Marks odrzucał lewicowy sentymentalizm, który skłania część lewicowców do obrony górnictwa. Jak przypomina publicysta „cały proces dziejowy – mówi Marks – podporządkowany jest idei postępu. Zmianom w technologii produkcji i podziale pracy odpowiadają (u Marksa) nowe formy społeczne. Ponieważ cała historia ma predeterminowany charakter, postęp jest z definicji czymś godnym pochwały: przybliża ludzkość do socjalizmu, który u Marksa był zwieńczeniem i końcem dziejów. Dlatego właśnie mógł on pochwalić rewolucję mieszczańską, kiedy obalała feudalną arystokrację. Można także pochwalić imperializm, jeżeli wyrywa masy ludzi na świecie ze stanu, który filozof dosadnie nazwał „idiotyzmem życia wiejskiego”. Marks jak mało kto wierzył w transformacyjną moc kapitalizmu”.

Według lewicowego publicysty „w tej sympatii lewicy do górników – podobnie jak zresztą do całego odchodzącego w przeszłość świata wielkiego przemysłu – zawiera się kilka ważnych tęsknot. Mamy tu więc kult pracy fizycznej, zwłaszcza tej brudnej i niebezpiecznej, jako pracy „prawdziwej” (w odróżnieniu od nieprawdziwej i gorszej, czyli umysłowej i biurowej). Mamy tu również sentyment do robotniczej wspólnoty, którą kiedyś (być może, różnie z tym bywało) tworzyła wspólna praca w jednym wielkim zakładzie; tęsknota za spójną robotniczą tożsamością, za czasami, w których ludzie pracy stanowili wielką zintegrowaną rodzinę. Mamy tu także sympatię do czasów wielkiego przemysłu – które były także epoką potęgi związków zawodowych, siły socjaldemokracji i progresywnego ustawodawstwa socjalnego. Upadek wielkiego przemysłu, który uczynił z pracowników albo straumatyzowanych korpoludków, albo jeszcze bardziej straumatyzowanych prekariuszy, zniszczył społeczną bazę lewicy. Wreszcie: w III RP to górnicy – jako jedyna taka grupa zawodowa – byli w stanie bronić swoich grupowych interesów w trakcie transformacji, co automatycznie zaskarbia im szacunek. Mamy tu także tęsknotę za prawdziwym robotnikiem, proletariuszem jak z dawnych czytanek, twardym człowiekiem pracy ryzykującym własne życie i tworzącym prawdziwą robotniczą wspólnotę”.

Zdaniem lewicowego publicysty sentymentalizm lewicy wobec górników to uleganie „tęsknocie za światem minionym i za formami życia gospodarczego (a więc i społecznego – powiedziałby Marks), które nieodwracalnie należą już do przeszłości. Taki sentymentalizm – nawet jeśli usprawiedliwiony okolicznościami – to większy polityczny grzech, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Lewica zawsze była zwrócona ku przyszłości. Jej siła polegała na tym, że obiecywała milionom ludzi lepsze jutro. Dziś słowo „postęp” znikło właściwie z jej słownika, wyparte przez marudzenie o tym, że dawniej, czyli w czasach dominującej socjaldemokracji, było lepiej. Czy to nam się podoba czy nie, żyjemy dziś w czasach, w których wielkie fabryki zatrudniające tysiące ludzi i energetyka oparta na węglu znikają z krajobrazu gospodarczego krajów rozwiniętych – w tym Polski, która się do nich zalicza. Na jednym z ostatnich miejsc, ale jednak. Ten pociąg już odjechał. Skończyło się. Tego świata nikt nie uratuje. Trzeba o nim pamiętać, dbać o muzea przemysłu i jego skanseny. Ale ich misją jest edukacja, a nie produkcja”.

Lewicowy publicysta napomina, że „wraz z gospodarczą strukturą epoki przemysłu odszedł bezpowrotnie w przeszłość towarzyszący jej świat społeczny. Zadaniem lewicy jest dziś zbudowanie lepszego świata pracy dla tych pracowników, którzy rzeczywiście tworzą kręgosłup gospodarki, od wykorzystywanych szczurów biurowych po prekariuszy z sektora usług i wielkiego handlu. To są górnicy naszych czasów”.

Tekst Adama Leszczyńskiego (reprezentanta środowiska „Wyborczej”, „Krytyki”, „Oka”) należy uznać za niezwykle ważny. Pokazuje on nam, że wsparcie środowiska groteskowej opozycji dla transformacji ustrojowej nie wynikało z jakiegoś liberalizmu, ale właśnie z ortodoksyjnego marksizmu. Marksistowski proces dziejowy wymaga, by do komunizmu przejść przez drapieżny „kapitalizm”, przez epokę wyzysku klasy robotniczej. Zafundowano nam więc taki drapieżny „kapitalizm”, nie pod to, by spełnić libertariańskie utopie, ale po to, by dopełnić proces dziejowy, by drogą procesu dziejowego dotrzeć do komunizmu, by wypełnić proroctwo Karola Marksa.

Jan Bodakowski