Problem jest taki, że tak naprawdę nie wiemy, jakie informacje mógł uzyskać ktoś, kto miał dostęp do telefonu śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według opinii biegłego, telefon prezydenta nie mógł się uruchomić sam. Biegły wyraźnie stwierdził, że musiało to nastąpić wskutek działania osób trzecich. Powstaje pytanie, skąd Rosjanie znali numer i w jaki sposób dokonywali połączeń z telefonu śp. Kaczyńskiego.

 

Ten fakt tym bardziej budzi zdumienie, że zapewniano nas, iż telefony ofiar były zabezpieczone przez polskie służby. Jak to jest możliwe, że mimo zapewnień Donalda Tuska, ministra Sikorskiego i innych członków rządu, telefony nie zostały zablokowane? Kto dopuścił do tego, że przez dobę działał telefon prezydenta? A że działał, dowodzi opinia biegłego Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który wyraźnie napisał: były trzy połączenia na pocztę głosową, o godz. 12:46 czasu polskiego, dwie godziny później i jeszcze następnego dnia.

 

Po pierwsze więc, zastanawiające jest dlaczego dopuszczono, by ten telefon działał. A po drugie – kto i czego się dowiedział? Co było nagrane na poczcie? Tego nie wiemy. Uważam za skandaliczne i kuriozalne to, że wojskowa prokuratura okręgowa, która wyłączyła materiały ze swojego śledztwa dotyczące m.in. telefonu prezydenta i przekazała je cywilnej prokuraturze, nie przekazała ich w całości. Nie mamy całej opinii biegłego. Mówię „nie mamy” ponieważ każdy dziennikarz po umorzeniu śledztwa może przejrzeć te materiały, jeżeli są jawne. Mamy się posiłkować jedynie fragmentami opinii? Nie wiemy co w niej jest, nie wiemy, czego się dowiedzieli Rosjanie, w jaki sposób to nastąpiło, czy bezpośrednio włamali się do telefonu śp. Kaczyńskiego. Jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale największym skandalem jest to, że polski rząd pozwolił, by telefon prezydenta działał jeszcze przez dobę po katastrofie.

 

Not. eMBe