- Cokolwiek robiłem od czasu wstąpienia do zakonu, zawsze robiłem na polecenie moich zakonnych przełożonych - podkreśla Boniecki. Były naczelny "Tygodniak Powszechnego" przytacza dokument Watykanu na temat zakonnego posłuszeństwa: "Osoba konsekrowana, gdy żąda się od niej rezygnacji z własnych poglądów lub porzucenia własnych planów, może doświadczyć zagubienia. Jest to jednak ta chwila, kiedy trzeba zawierzyć Ojcu, by wypełniła się Jego wola".

 

Nie ma wątpliwości, co do tego, że ks. Boniecki podporządkował się decyzji przełożonych. I być może zawierzył, by wypełniła się wola Ojca, jednak jego "obrońcy" zdają się już nawet nie tylko tego nie rozumieć, ale przede wszystkim nie szanować. Bo to właśnie medialna nagonka pseudoobrońców ks. Bonieckiego nie pozwala na "wypełnienie woli Ojca". Abstrahując od tego, czy decyzja o zakazie wystąpień medialnych dla byłego naczelnego "Tygodnika Powszechnego" była słuszna czy też nie, to branie kapłana w obronę przez Monikę Olejnik czy Joannę Senyszyn jest jak pocałunek śmierci dla niego samego. 

 

Trudno zatem nie dziwić się ks. Bonieckiemu, że ma pewien żal nie mogąc zabrać głosu w dyskusji, jaka rozpętała się na jego temat. - Trudno udawać, że sprawa mnie nie dotyczy. Spór się toczy bez mojego udziału, między opinią publiczną a zakonem. Od mojej osoby znacznie ważniejsze i ciekawsze jest to, co w wyniku tej sprawy się ujawniło. W listach dostarczanych przez zwykłą pocztę i w mailach w centrum uwagi znajduje się nie ks. Adam Boniecki, ale własna wiara piszących oraz pełne niepokoju pytania o nią i o Kościół: jaki jest i za jakim tęsknią - czytamy w najnowszym "Tygodniku Powszechnym". 

 

- Jeśli takie kłopoty miał wielki Thomas Merton, to doprawdy nie ma się czemu dziwić. Był rozżalony, nawet wściekły, ale decyzji się podporządkował - pisze ks. Boniecki. I również księdzu Bonieckiemu, który powołuje się na tak wielki autorytet, pozostaje życzyć, by Mertonem usprawiedliwiał nie tylko swój żal i wściekłość, ale od wielkiego duchownego, pisarza i poety uczył się także innych postaw.

 

Marta Brzezińska