W odpowiedzi na propozycje Sikorskiego można sobie wyobrazić trzy postawy. Po pierwsze, zgodę na przyspieszenie europejskiego projektu bez względu na jego krytykę i nie zważając na jego już ujawnione mankamenty. Tym charakteryzuje się postawa większości zwolenników federacji.

 

Można sobie wyobrazić także krytykę z pozycji tradycyjnej nieufności wobec Unii w przekonaniu, że obecnie suwerenność Polski znalazła się w takim stanie, że nie może już podlegać jakiejkolwiek modyfikacji, a kilka lat temu, podczas przyjmowania Traktatu Lizbońskiego, jeszcze mogła. Jest to swoisty „dyskrecjonalny eurosceptycyzm”. Uwikłany jest zresztą w poważny konflikt wewnętrzny, zakłada bowiem, że kiedy do władzy dojdzie „odpowiedni” rząd, to kolejne zrzeczenia się suwerenności na rzecz UE nie są wykluczone (jakby ten rząd „odpowiedni” gwarantował, że władzy już nie odda). W końcu to z usta Jarosława Kaczyńskiego padła propozycja powołania wspólnej europejskiej armii.

 

Trzecia postawa powinna polegać na spokojnej odpowiedzi, opartej na faktycznym rozeznaniu rzeczywistości społecznej, bez pokusy jej niepotrzebnego „przetapiania”, chociażby w kierunku większego „ukonserwatywnienia”. Potrzeba nowego, zdroworozsądkowego podejścia, które bierze pod uwagę stan faktyczny i nie boi się zmian co do zasady. Jerzy Giedroyć w Autobiografii na cztery ręce pisze "zmieniam taktykę, bo polityka nie jest sakramentem; jeśli chce się ją uprawiać, to trzeba przylegać do rzeczywistości, która się zmienia. Trzeba umieć zachowywać zasady i zmieniać poglądy".

 

Integracja przez deregulację

Dlatego odpowiedź na pytanie o nowy traktat może być warunkowa, nie musi być jednoznacznie negatywna. Nowy traktat nie powinien być kolejną umową o wszystkim. Czas wrócić do jednej podstawowej rzeczy, na którą starą Europę powinno być stać - do mądrego gospodarowania. Najpierw należy zapewnić więc bardzo konkretny cel – wzrost gospodarczy.  Wolność gospodarcza, innowacyjność, transparentne reguły gospodarowania, wolny rynek, wolna konkurencja, ograniczenie interwencjonizmu państwowego powinny być kryteriami oceny nowych pomysłów gospodarczych. Dopiero na tak wypracowanej sile gospodarczej można tworzyć system ochrony socjalnej, którego zakres odpowiada potencjałowi gospodarczemu.


Zamiast tworzenia nowych legislacyjnych bubli unijnych (nadregulacja prowadzi do inflacji prawa, rozrostu biurokracji, komplikuje system prawny, paraliżuje wolny rynek i konkurencyjność) należy uprościć system prawa europejskiego. Stan obecnego prawodawstwa, jak również dualizm porządków prawnych (UE i krajowe), tylko utrudnia poruszanie się po systemie prawnym. Przykładem nadregulacji są unijne postanowienia dotyczące podatku VAT. Obejmują one ponad 10 aktów unijnych o łącznej liczbie ponad 200 stron (nie licząc nowelizacji). Do tego dochodzą akty krajowe, czyli implementacja do krajowego porządku dyrektyw unijnych – to kolejnych kilkaset stron, w tym ustawa (tylko ona ma 199 stron) i kilkanaście aktów wykonawczych. Dopóki piekarz z Warszawy nie będzie mógł otworzyć piekarni w Wiedniu w oparciu o jak najmniejszą liczbę przepisów, nie ma mowy o zdrowej gospodarce. Okazuje się, że to, co było możliwe przed 1918 rokiem ciągle nie jest realne we współczesnej Europie Środkowej. Losy dyrektywy usługowej to żywa ilustracja jak trudno zjednoczonej Europie, tak często aspirującej do wnikania w ludzkie dusze, załatwić proste kwestie dotyczące konkurencji. Podstawą nowoczesnego myślenia o jednej Europie musi być negatywna zasada ujednolicania regulacji. Ideał powinien być taki, że wszyscy przyjmują za wzór tego, kto w najmniejszym stopniu reguluje, a nie szukają jakiejś średniej.

 

Pierwszy warunek brzegowy: w zamian za głębszą integrację większa spójność

Warunkiem rozmów o rewizji traktatów w stronę głębszej integracji gospodarczej powinno być ze strony Polski zobowiązanie Unii Europejskiej, najlepiej traktatowe, do utrzymania lub nawet przyspieszenia wysiłków w celu zapewnienia spójności i konkurencyjności technicznej pomiędzy państwami członkowskimi UE. W przeciwnym wypadku dojdzie do nierównomiernego rozłożenia bogactwa i innowacyjności w Unii. Polski 2011 nie stać na przyjęcie zasady „klatka-stop” i utrwalenia po wieczne czasy skali różnicy pomiędzy stopniem rozwoju naszego kraju i starej Unii. Historyczny tytuł do domagania się zadośćuczynienia za zapóźnienie po II wojnie światowej, chociaż w niejednych uszach brzmi staroświecko, pozostaje aktualny. Wstępem do dyskusji o inwestowaniu w badania i nowe technologie powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której Polska jest te cele realizować, bo już posiada odpowiednią infrastrukturę. Chodzi więc o jednoznaczne przełamanie bariery infrastrukturalnej, jaka oddziela Polskę od najlepiej rozwiniętych krajów UE. W innym wypadku kraje takie jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania dysponowałyby trwałymi fundamentami wzrostu gospodarczego, czyli odpowiednim przygotowaniem w postaci dróg, lotnisk, poziomu informatyzacji a także potencjałem do tworzenia wysokich technologii. Natomiast kraje takie jak Polska czy Grecja nadal dostarczałaby jedynie podstawowych produktów i stanowiły rynki zbytu dla państw bogatszych.


Zgodnie ze Strategią Europa 2020, docelowy poziom inwestycji publicznych i prywatnych w badania i rozwój w poszczególnych krajach unijnych powinien osiągnąć poziom 3% PKB. W Polsce jest to jedynie 0,68%, natomiast państwa takie jak Niemcy, czy Francja, mimo że notują na przestrzeni ostatnich lat ujemne bądź niższe od polskich wskaźniki wzrostu PKB, inwestują w działalność badawczo-rozwojową dwukrotnie (Francja) lub trzykrotnie (Niemcy) więcej niż Polska. W perspektywie średnio- i długoterminowej stanie się to prawdopodobnie główną przeszkodą dla trwałego wzrostu gospodarczego w naszym kraju. Jeśli państwa członkowskie byłyby zobowiązane, aby dbać o odpowiedni poziom deficytu i inflacji, to dlaczego nie wymagać od nich dbania o właściwy poziom inwestycji w badania i rozwój? Być może należy od nowa zastanowić się nad ulubionym przez Polaków pojęciem solidarności.

 

Drugi warunek brzegowy: promesa zgody na rozszerzenie UE

Popieranie przez Polskę rozszerzenia Unii nie jest, jak rozumieją to niektórzy, dążeniem do ekspansji terytorialnej i gospodarczej UE, ale rozszerzaniem przestrzeni stabilności i dobrobytu o dalsze państwa. Integracja nie jest ekspansją, nie jest też nawet rozszerzeniem. Trzeba ją rozumieć jako ponowne zjednoczenie polityczne kontynentu, zaś dążenie do niej jako naturalny kierunek rozwoju cywilizacyjnego kontynentu. Żaden kraj ani żadne wspólna instytucja nie ma prawa do zamykania drogi rozszerzeniowej, bo to przejaw działania wbrew politycznej naturze Europy, jeśli o czymś takim w ogóle można mówić. Minister Sikorski słusznie zauważa, że Unia zyskała znacznie na rozszerzeniu w 2004 roku, jednak w Berlinie pominął kwestie dalszego rozszerzenia. Proces przyłączenia do Unii krajów Europy Wschodniej powinien być przemyślany. Najpierw należy uporać się z wewnętrznymi problemami Unii, a dopiero potem zrobić krok naprzód. Trwający wiele lat proces akcesyjny może jednak toczyć się równolegle do naprawy finansów Unii.

 

Trzeci warunek brzegowy: nic nowego w sprawie moralności i obyczajów bez wyraźnej zgody narodów

Dzisiaj, chociaż dzieje się to wbrew uregulowaniom i deklaracjom, zwolennicy mitów europejskich korzystają z każdej okazji, by kształtować ideowy wizerunek liberalno-lewicowej Europy pod pretekstem innych kwestii: głodu, walki z chorobami itd. Ta praktyka, której dotychczas nie postawiono odpowiedniej tamy, wywołuje nieufność. To dlatego blado wygląda propozycja Sikorskiego, by to „stanom”, jak nazywa on państwa europejskie, pozostawić kwestie. Każdy dzień praktyki wskazuje bowiem na co innego. Powstaje więc pytanie o mechanizm, na jakim odpowiedzialnie można oprzeć gwarancję, że kwestie religii, moralności nie staną się ofiarą utopi równości, równouprawnienia itd.

 

Podsumowanie

Polska nie może pozostać w rozdebatowanej Europie jedynie z propozycją Radosława Sikorskiego, bo nie jest to jedyna droga do sukcesu UE. Trzeba przekłuć pychę brukselskiej biurokracji i obalić pogląd, że jest ona warunkiem koniecznym dalszych procesów rozszerzenia. Ich przewodnikiem powinna być bowiem nie sfora wysoko opłacanych i oderwanych od rzeczywistości urzędników, ale zdrowy rozsadek, obserwacja społeczeństw Europy i wyciąganie wniosków z ich oczekiwań. Koncepcji federalistycznej trzeba przeciwstawić aktywny realizm odnowionej konfederacji. Mitom i utopiom na szczęście sama da radę żywa rzeczywistość społeczna, która wyrazi się w demokratycznych wyborach narodów. Politycy muszą tylko zapewnić, że to prawo pozostanie narodom w pełni zagwarantowane i nikt się nie odważy się ograniczać go w imię swoich marzeń.

 

Fragment wystąpienia wygłoszonego 2 grudnia 2011 w Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego w Warszawie.