Zagłada Żydów, Polaków czy Cyganów dokonana przez Niemców podczas II wojny światowej jest ogromną tragedią. Nam Polakom nie wolno zapominać o milionach polskich katolików zamordowanych przez Niemców (i kolaborujących z nimi Ukraińców czy Litwinów) czy przez Rosjan (i kolaborujących z nimi Żydów). Polacy muszą być tak zaangażowani w pamięć o pomordowanych Polakach, tak samo, jak są w pamięć o pomordowanych Żydach zaangażowani Żydzi.

 

Od dekad trwa antypolska kampania szkalowania Polski i Polaków, przypisywania Polakom odpowiedzialności za zbrodnie Niemców. Ma ona na celu przerzucenie odpowiedzialności za holocaust z Niemców na Polaków i uzasadnienie bezpodstawnych roszczeń finansowych Żydów pod adresem Polski (300.000.000.000 dolarów - 447).

 

Jednym z motywów antypolskiej kampanii kłamstw są brednie o polskich hienach cmentarnych, które miały przeszukiwać popioły po spalonych ofiarach komór gazowych w poszukiwaniu kosztowności (diamentów i złota).

 

Odnosząc się do tej antypolskiej bzdurnej historii rodem z horrorów, warto przypomnieć kilka spraw. Ludność żydowska w II RP wbrew opowieściom współczesnych Żydów z USA nie była bogata i wykształcona tylko była żyła w nędzy i ciemnocie. Nędza ludności żydowskiej wynikała z po pierwsze z powszechnej nędzy będącej owocem zaborów i pierwszej wojny światowej (której front przetaczał się przez ziemie polskie), a potem sanacyjnej dyktatury (likwidującej wolny rynek i wprowadzającej socjalizm), a po drugie z ciemnoty ortodoksyjnego judaizmu, który uniemożliwiał masom żydowskim zdobywanie edukacji i podejmowanie pracy. Zdecydowana większość Żydów w 1939 roku żadnych złotych zębów nie miała – większości Żydów nie było stać na opłacanie podatków, nie wspominając o wizytach u dentysty i wstawianie sobie złotych zębów.

 

Ci Żydzi, którzy mieli jakiś majątek, pod niemiecką okupacją szybko go tracili. Po pierwsze rabowali go Niemcy, a po drugie koszty utrzymania w getcie były gigantyczne, zasoby pozwalające na życie w czasie pokoju, w czasie wojny szybko traciły swoją realną wartość, nawet złoto nie wiele było warte (kawałek złota cenny przed wojną, podczas wojny wart był tyle, co kawałek chleba). Żywność przez niemieckiego okupanta była racjonowana. Oficjalne racje dla Polaków były mniejsze niż dla Niemców (i nie pozwalały na zaspokojenie głodu). Racje dla Żydów były jeszcze mniejsze. Nielegalny handle żywnością karany był śmiercią, podobnie jak ofiarowanie Żydowi jedzenia. Okupant niemiecki bezlitośnie odbierał polskim chłopom płody rolne i zwierzęta gospodarskie w ramach kontyngentów. Nawet ci nieliczni Żydzi, którzy przed wojną byli majętni, szybko tracili majątek.

 

Podczas okupacji Niemcy odizolowali Żydów od Polaków w gettach — nie było to trudne, Żydzi przed wojną izolowali się od Polaków (Żydzi gardzili Polakami i nie chcieli mięć z nimi kontaktu, 80% Żydów w Polsce nie znało języka polskiego). W gettach Żydzi kolaborujący z Niemcami ograbiali z własności swoich rodaków — ostatecznie cała ta własność trafiła do Niemców. Żydzi wyłapani i załadowani przez żydowskich kolaborantów do transportów do obozów byli ograbieni z własności. Warto przypomnieć, że po wojnie Izrael ustawą zapewnił bezkarność Żydom kolaborującym z Niemcami, podczas gdy po wojnie Polacy, którzy zhańbili się jakąś formą kolaboracji, byli surowo ukarani.

 

Ostatecznie zwłoki zamordowanych Żydów były przez wyznaczonych przez Niemców żydowskich więźniów obozów dokładnie przeszukiwane. W obozach przed zamordowanie Niemcy (wykorzystując żydowskich kapo) ścinali włosy Żydom i wyrywali trupom wszelkie złote zęby (o ile się jakieś trafiły). Zwłoki pomordowanych Żydów był przez Niemców palone.

 

Proces spalania w piecach krematoriów spalały się cała, ale nie kości pomordowanych — kości były mielone i w trakcie tego mielenia jakby wśród prochów było złoto lub diamenty, to obsługa młynów do mielenia kości te kosztowności znajdowała. Wszystko, co miało jakąś wartość, ostatecznie przejmowali Niemcy.

 

Według antypolskich bredni tysiące Polaków przez lata wykopków (w miejscach wyrzucenia popiołów zamordowanych i spalonych ofiar obozów) zyskało złoto i brylanty, które ofiary albo połknęły, albo miały w postaci złotych zębów (przez zagazowaniem Żydzi byli przez obsługę niemieckich obozów koncentracyjnych rozbierani do naga).

 

Znając realia II RP i II wojny światowej teza o tym, że Żydzi w obozach byli tak majętni, że wśród ich prochów przetrwało złoto i diamenty jest niedorzeczna. Niedorzeczne jest też przekonanie, że władze komunistyczne po II wojnie światowej, które zakazały Polakom posiadania złota, tolerowaliby tysiące ludzi zdobywających nielegalnie złoto — gdyby była możliwość zyskania złota i brylantów z prochów pomordowanych Żydów komunistyczny okupant sam by takie wykopki przeprowadził (bo oporów moralnych komuniści nie mieli), a nie zostawił takie dochodowe zajęcie inicjatywie prywatnej — w sytuacji, gdy komuniści uniemożliwiali Polakom nawet prowadzenie sklepów czy warsztatów rzemieślniczych.

 

Lata po II wojnie światowej były okresem bezwzględnej walki komunistycznego okupanta z prywatnym rolnictwem. Prześladowania mieszkańców wsi, ucisk ekonomiczny, rekwizycje, miliony ukaranych i uwięzionych miały skłonić polskich rolników do kolektywizacji. Realia powojennej komunistycznej okupacji są całkowicie sprzeczne z bredniami o tym, że wieśniacy mogli się cieszyć skarbami znalezionymi wśród zwłok pomordowanych Żydów.

 

Na portalu „Na temat” ukazał się artykuł „Każdy naród ma ciemne karty, których się wstydzi. To jedna z nich” autorstwa Karoliny Korwin-Piotrowskiej. Zapewne pani Karolina w dobrej wierze, bez złych intencji, kolportuje antypolskie brednie z książki opisującej jak rzekomo „po II wojnie mieszkańcy z okolic Treblinki i Sobiboru bezcześcili zwłoki zamordowanych Żydów w poszukiwaniu złota”.

 

Zdaniem Karoliny Korwin-Piotrowskiej rzekomo chciwi Polacy (usprawiedliwieni przez swoje rzekomo chciwe dzieci i innych chciwych Polaków) „w tygodniu kopali, bezcześcili zwłoki, w niedzielę nie, bo do kościoła iść trzeba. Że trochę w kościele czuć potem było trupem, to inna sprawa, ludzie się przyzwyczaili. Wyciągano zwłoki, babrano się w trzewiach, w mózgach, czaszkach, odrywano głowę od reszty, w poszukiwaniu złotych zębów, babrano się w trupim zapachu, w poszukiwaniu jednej złotej koronki, pierścionka”.

 

W opinii Karoliny Korwin-Piotrowskiej chciwi Polacy, wyrwane trupom żydowskim precjoza przeznaczali na luksusy „dom, wesele na całą wieś, dużo wódki”. Z artykułu na lewicowym portalu można się dowiedzieć, że proceder profanowania zwłok Żydów w celu osiągnięcia korzyści finansowych angażował „całe wsie kopały. Wszystkie pokolenia”. Oczywiście dziś śladu po tym eldorado nie ma, bo Polacy to degeneraci i wszystko przepili.

 

Z artykułu Karoliny Korwin-Piotrowskiej wynika, że i dziś chciwi Polacy profanują miejsca zakopania zwłok Żydów. Według autorki polscy degeneraci chwalą się, że kupują wojskowe wykrywacze metalu i dalej kopią, bo polskich degeneratów dalej spala „gorączka złota made in Poland”.

 

Profanowanie zwłok Żydów to zdaniem Karoliny Korwin-Piotrowskiej jedna z ciemnych kart Polski „aktualna jednak do niedawna, nadal można bowiem znaleźć, jeśli ktoś wie, gdzie szukać, ludzkie kości, włosy, fragmenty ubrań, jakiś but...Nie ma na to, co robiono z ciałami, żadnego wytłumaczenia. To jest hańba nie do zmycia, dowód na to, że człowiek jednak jest zły”.

 

Karolina Korwin-Piotrowska wskazuje, że chciwi i niemoralni Polacy, profanujący zwłoki Żydów, to „religijni bardzo ludzie są”, „widzowie telewizji, faszerowani bezmyślną papką”, z zaburzoną percepcją, przeznaczający złoto wyrwane trupom na domy, wódkę i swetry. W opinii autorki akceptacja przez Polaków procederu profanacji żydowskich zwłok świadczy o tym, że dziś Polacy to naród zdemoralizowany i pozbawiony empatii.

 

Tekst Karoliny Korwin-Piotrowskiej o profanacji dołów z prochami ofiar niemieckich obozów koncentracyjnych ilustruje zdjęcie żydowskiego cmentarza, choć Niemcy prochy z obozów wyrzucali do rzek lub składowali jak odpady, nie stawiając na nich żydowskich nagrobków macew. Taka ilustracja ma jeszcze bardziej wzbudza antypolskie emocje czytelników.

 

Artykuł Karoliny Korwin-Piotrowskiej to kolejna odsłona szerzenia bredni o złotych żydowskich zębach. Wcześniej na lewicowym portalu „Krytyka Polityczna” ukazał się artykuł „Polscy poszukiwacze żydowskiego złota” autorstwa Pawła Reszki (będący fragmentem książki „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota” wydanej przez Wydawnictwo Agora) – to właśnie na jego książkę powołuje się pani Karolina. Paweł Reszka to „laureat Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego” (Kapuściński był współpracownikiem SB i w swoich tekstach szerzył prokomunistyczną propagandę) oraz autor książki, w której „zbiera głosy układające się w przerażającą opowieść o zobojętnieniu, które pozwala traktować masowe mogiły jak złotonośne pola” i o tym, jak „po Zagładzie mogła przyjść ''gorączka złota''”.

 

Według autora bzdurnej książki publicysty „to nie były incydenty, ale proceder, który, niemal na masową skalę, trwał przez lata. Na terenie byłych obozów zagłady w Sobiborze i Bełżcu, w mogiłach setek tysięcy ofiar, mieszkańcy pobliskich wsi i przyjezdni prowadzili wykopki w poszukiwaniu „żydowskiego złota”. „Na Icki” chodzili ojcowie i synowie, sąsiedzi, mężczyźni, kobiety i dzieci. Prochy zmieszane z ziemią przepłukiwali w rzece lub specjalnie wykopanych dołach, tzw. płuczkach”.

 

Rzekome indywidualne historie przedstawione w bzdurnej książce zdają się mieć na celu wytworzenie w czytelnikach przekonania, że rzekome incydenty były norma, i świadczą o powszechnym polskim antysemityzmie i polskiej odpowiedzialności za holocaust – w artykule przedstawiona jest historia, jak polscy chłopi wydali Niemcom żydowskiego uciekiniera z obozu koncentracyjnego i odarli jego trupa z łachmanów obozowych – bieda na polskiej wsi podczas II wojny światowej niewątpliwie była, ale trudno uwierzyć, że cuchnące, przepocone i obesrane łachy z obozu (Niemcy uniemożliwili więźniom dbanie o higienę) mogły być atrakcyjne dla polskich wieśniaków.

 

Jan Bodakowski