Raz uchylone drzwi zostaną otwarte całkowicie – ostrzega kardynał Willem Eijk w swojej najnowszej książce „Bóg żyje w Holandii”. Czy jest możliwe, aby w państwie, w którym dozwolona jest eutanazja, zalegalizowane są narkotyki, gdzie promuje się skrajnie indywidualistyczną kulturę, a każdego dnia zamykanych jest kilka kościołów, mogła odnowić się żywa wiara? Przeczytaj fragment mocnego wywiadu z kardynałem Eijkiem. 

 

Andrea Galli: Również w przypadku eutanazji mówi się o prawie stanowiącym równię pochyłą. Jak ksiądz kardynał ocenia jego wdrażanie w Holandii?

 

Kard. W.J. Eijk: W latach siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych wielu walczyło o legalizację eutanazji w terminalnej fazie choroby somatycznej, mówiąc, że będzie chodziło o nieliczne przypadki. Wielu innych, między innymi holenderscy biskupi, ostrzegało, że może być inaczej. Mieli rację. Później doszło do akceptacji pozbawiania życia także przed fazą terminalną choroby somatycznej, w latach dziewięćdziesiątych również w przypadku chorób psychicznych, w przypadku demencji oraz noworodków z niepełnosprawnością.

 

Ten, kto dopuszcza pozbawianie ludzi życia z uwagi na określony poziom cierpienia, zawsze będzie sobie stawiał pytanie, czy jest ono dopuszczalne również przy nieco niższym jego poziomie. Istnieje ryzyko, że raz uchylone drzwi zostaną otwarte całkowicie.

 

Poprzedni rząd Niderlandów w 2016 roku zadeklarował, że chce ustanowić prawo pozwalające na samobójstwo wspomagane również przy braku chorób, jedynie w przypadku cierpień związanych z czynnikami takimi jak na przykład samotność. Kiedy choćby w niewielkim stopniu stajemy się panami życia i śmierci, tworzymy kulturę śmierci, przed czym ostrzegał nas Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae. W Holandii wszystko to zaczęło stopniowo podważać przekonanie o wartości ludzkiego życia. Holenderskie media przywiązują niewielką wagę do zmian w tych sprawach. W przypadku Protokołu z Groningen z 2004 roku, dotyczącego możliwości odbierania życia niepełnosprawnym noworodkom, naród – przyzwyczajony już do coraz to nowych przypadków eutanazji – w większości wzruszył tylko ramionami. Media zagraniczne natomiast mówiły i pisały o tym przez długi czas.

Protokół z Groningen to była umowa pomiędzy pediatrami – w szczególności jednym z nich, który był również prawnikiem – z oddziału neonatologii szpitala uniwersyteckiego w Groningen a prokuratorem tego miasta. Układ ten oznaczał, że pediatra, który zakończy życie ciężko upośledzonego noworodka, przestrzegając określonych procedur, nie będzie ścigany przez wymiar sprawiedliwości. Protokół dotyczył szczególnie noworodków dotkniętych ciężkim upośledzeniem, które nie potrzebowały intensywnej terapii i które w danym momencie nie cierpiały, lecz które – jak można było przewidywać – cierpiałyby później w życiu. Wspomniany pediatra-prawnik opublikował następnie wykaz dwudziestu dwóch przypadków, co do których zastosowano.

 

Protokół: wszystkie dotyczyły noworodków dotkniętych rozszczepem kręgosłupa w postaci bez dalszych komplikacji!

 

Neurochirurg z Uniwersytetu w Rotterdamie, nie- katolik, ostro skrytykował ten wykaz i sam Protokół, twierdząc, iż osoba z rozszczepem kręgosłupa może wieść normalne życie. Za moją sugestią Papieska Akademia Życia zaprosiła go, aby przedstawił swoją opinię o Protokole podczas jednego ze zgromadzeń plenarnych.

Protokół ten nabrał mocy prawnej na szczeblu krajowym w 2007 roku, początkowo bez przyzwolenia na odbieranie życia noworodkom z niepełnosprawnością, co do których przewiduje się przyszłe cierpienia; później, po dokonaniu zmiany w Protokole, było to możliwe również w takich przypadkach.

 

ZOBACZ WIĘCEJ W KSIĄŻCE „BÓG ŻYJE W HOLANDII”

 

Przeciwko Protokołowi protestowało również wielu dorosłych dotkniętych rozszczepem kręgosłupa. Pewna kobieta powiedziała w programie telewizyjnym: „Gdyby Protokół istniał i został zastosowany, kiedy byłam noworodkiem, dzisiaj by mnie tu nie było. A ja kocham moje życie i uważam, że ma wielki sens”.

 

Począwszy od 2004 roku, kiedy to za granicą zaczęto dużo mówić o Protokole, gdy przedstawiałem się jako biskup Groningen, na przykład w Rzymie, podczas prac w Papieskiej Akademii Życia czy na innych kongresach, prawie zawsze spotykała mnie reakcja: „Ach, Protokół z Groningen...”. Za każdym razem szybko więc odpowiadałem: „Tak, ale nie jestem za to odpowiedzialny!”.

 

Wraz ze wspomnianym wcześniej pediatrą-prawnikiem oraz prokuratorem Groningen odpowiedzialnym za Protokół wzięliśmy kiedyś udział w sympozjum na ten temat zorganizowanym przez stowarzyszenie studentów protestanckich, kalwinistów. Samo sym- pozjum udało się, lecz byłem rozczarowany faktem, iż obecni na nim studenci wahali się pomiędzy przyznaniem zasadniczej wartości ludzkiemu życiu – wartości, dla której nie mamy prawa dysponować życiem i śmiercią tak, jak nam się podoba, i dla której również w przypadku noworodków należy myśleć o odpowiedniej kuracji paliatywnej, co podkreśliłem w swojej wy- powiedzi – a kwestią cierpienia noworodków, na którą zwrócił uwagę pediatra-prawnik. Wyczułem wtedy pierwsze oznaki osłabienia przekonań religijnych również pośród młodych protestantów o bezkompromisowym podejściu; osłabienia, które z biegiem lat staje się coraz wyraźniejsze.

 

W latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nie istniało jeszcze prawo o eutanazji i wspomaganym samobójstwie. Był jeden przypadek eutanazji, który skończył się w sądzie, lecz sędzia uniewinnił lekarza, który przedstawił swój wybór jako przypadek siły wyższej, rozumianej jako wynik konfliktu obowiązków: z jednej strony obowiązku obrony życia pacjenta, a z drugiej strony obowiązku uśmierzenia jego cierpień. Sędzia ustalił, że ponieważ ten drugi obowiązek mógł być wypełniony jedynie poprzez odebranie życia pacjentowi, lekarz działał pod wpływem siły wyższej i był niewinny. Ten tok rozumowania stał się później podstawą prawa o eutanazji.

 

Tym, co zwraca szczególną uwagę, jest fakt, że w Holandii debata nad wprowadzeniem eutanazji poprzedziła tę o depenalizacji aborcji, odwrotnie niż praktycznie we wszystkich pozostałych krajach, gdzie debata nad aborcją poprzedzała tę o eutanazji. Przyczyna tkwi prawdopodobnie w tym, że w naszym kraju zaczęło się mówić o eutanazji już w 1969 roku, po publikacji książki Van den Berga. Depenalizacja aborcji dokonywanej w pewnych określonych warunkach została ustanowiona prawem z 1981 roku, a weszła w życie w 1984 roku.

Prawo o eutanazji pojawiło się w 2002 roku, tak jak w Belgii, natomiast w sąsiednim Luksemburgu w 2009. Tak jak się obawiano, inne kraje poszły za przykładem Holandii. W 2016 roku przyszła kolej na Kanadę…

 

Fragment pochodzi z książki „Bóg żyje w Holandii” kard. Willem Eijk, Andrea Galli; Wydawnictwo Esprit