Nikt z Prawa i Sprawiedliwości nie powie tego głośno, choć Prezes napomknął, że zasłużyli na więcej, ale publicyście wolno więcej, więc pytam sam siebie i innych: dlaczego wszystkie oczywiste sukcesy tych 4 lat nie przełożyły się na prawdziwy przełom polityczny? Bo PiS wygrało, ale łatwo policzyć, że około 50% wyborców (odejmuję tych głosujących na Konfederację) nadal wspiera udające partie polityczne złodziejskie szajki aferałów „prywatyzatorów”, z nagła ponownie ożywionych zombiaków-postkomunistów, czy wspartych przez pseudo- antysystemowców pseudo-ludowców, którzy ledwo zdążyli wyprać koniczynkę z tęczowego nalotu” - pisze Jerzy Lubach.

W swoim najnowszym tekście opublikowanym na łamach dzisiejszej „Gazety Polskiej Codziennie” Lubach podkreśla, że choć PiS wybory wygrał, utrzymując samodzielną większość, pewne rzeczy go martwią. Dodaje:

Najbardziej martwi wysoki jak na skalę ujawnionych ostatnio przekrętów i jawnie antypolskiej działalności na forum międzynarodowym poziom poparcia dla PO. Nie chodzi, rzecz jasna, o jej żelazny elektorat, który zawsze ją będzie wspierał, bo ma w tym osobisty interes – udział w łupach z mętnych interesów, ale tego by na ten wynik nie starczyło, a to oznacza, że nadal głosuje na nią chmara pożytecznych idiotów, zwanych popularnie lemingami”.

Autor zaznacza, że nie tylko jest to zjawisko smutne, ale i niebezpieczne, ponieważ świadczy o „wymóżdżeniu” dużej części społeczeństwa polskiego, która działa pod wpływem „zaszczepionych negatywnych emocji nawet wbrew własnemu interesowi materialnemu”.

Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem Lubacha chodzi o kierowanie się umiejętnie rozpaloną nienawiścią, która dla życia społecznego jest zabójcza i często prowadzi do zachowań, które są sprzeczne nawet z instynktem samozachowawczym, a wręcz samobójcze.

Świadome podbechtywanie przez polityków opozycji totalnej do zachowań godnych mętów społecznych prowadzi wprost do narastania przemocy, coraz częściej nie tylko słownej, rodem z SokuZBuraka, ale po prostu do aktów przemocy fizycznej”

- czytamy na łamach „GPC”.

Autor próbuje też odpowiedzieć na pytanie dotyczące tego, dlaczego mimo zdecydowanej wygranej, PiS nie osiągnął jednak „Orbanowego przełomu” w parlamencie. Stwierdza:

[…] mogę zaryzykować tezę, że spora część niedoszłych wyborców Zjednoczonej Prawicy zagłosowała na Konfederację, gdyż rozczarowała ją nieskuteczność rządzących w sprawach zaiste podstawowych – przywracania na skalę państwa tego, co Marszałek Piłsudski określał mianem imponderabiliów. Przekłada się to na język prosty odpowiedzią daną przez tegoż wielkiego męża zaniepokojonym po przewrocie majowym konserwatystom o program nowej władzy: <<Bić k...y i złodziei!>>”.

Zwraca uwagę na fakt, że nie którzy „złodzieje” nie tylko spokojnie chodzą na wolności, ale wręcz kandydują i zostają wybierani do Sejmu czy Senatu. „Gdzie prawo, gdzie sprawiedliwość?!” - pyta Lubach.

Drugim z powodów, dla którego zdaniem autora tekstu niektórzy wyborcy PiS zagłosowali na Konfederację ma być „[…] przerażająca bezradność rządzących w walce o dusze – zupełna nieumiejętność zademonstrowania patriotycznych racji w sferze kultury, zwłaszcza tej mającej najszersze oddziaływanie, czyli popularnej”.

Jerzy Lubach pisze o oddawaniu teatrów „w pacht pornografii kulturowej” czy wspieraniu przez państwowe dotacje antypolskich czy antychrześcijańskich filmów oraz wystaw muzealnych, a jednocześnie brak wspierania porządnych twórców. Autor wprost pisze, że to „grzechy ciężkie”, które wymagają od PiS rachunku sumienia oraz stanowczej poprawy.

Lubach stwierdza, że minister kultury uprawia politykę „podlizywania się <<salonowi>>”, co normalnych Polaków, za których pieniądze Polska jest opluwana, doprowadza do szału.

Autor dodaje także:

Ostatnia istotna przyczyna niesatysfakcjonującego jednak wyniku wyborczego, to – poza połowicznością reform sądownictwa – brak jasnego i stanowczego stanowiska władz w dwóch kluczowych sprawach: reparacji wojennych i kwestii majątku pożydowskiego. To właśnie, jak sądzę, sprawiło tak znaczne wsparcie głosujących dla Konfederacji, która postawiła je bardzo ostro. A są to sprawy dla Polaka naprawdę istotne, nie tylko pod względem materialnym, bo zarówno w kwestii odszkodowań od Niemiec, jak żądań amerykańskich organizacji żydowskich chodzi o sumy wręcz monstrualne”.

Dodaje, że jego samego zdumiewa też fakt, że Polska kompletnie milczy w kwestii wyliczenia oraz domagania się podobnych reparacji od Rosji, prawnego następcy ZSRR.

Na koniec zwraca również uwagę na fakt, że Węgry postawiły za rządów Fideszu na zmianę struktury własnościowej na rynku mediów – dziś wszystkie dzienniki lokalne znajdują się w rękach Węgrów, a nie Niemców, jak na początku lat 90-tych.

Zdaniem autora należy sięgnąć po „sprawdzoną receptę węgierską” i zaaplikować ją polskiemu rynkowi medialnemu. W przeciwnym razie należące do zagranicznego kapitału wpływowe media „nadal będą ludziom prać mózgi, czyniąc z nich pożytecznych idiotów opozycji totalnej” - pisze Lubach.

dam/„Gazeta Polska Codziennie”