Dziś już dokładnie widać, że reformy sądownictwa boją się nie tylko sędziowie i politycy czerpiący pełnymi garściami korzyści z polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale również całe środowisko prawnicze wrośnięte w cały system władzy sądowniczej w Polsce. W tym branża, która nie istniałaby przecież, gdyby nie było sądów – adwokaci.

Dziś też już widać, że polskie sądownictwo III RP pod ważnym względem przypomina służby specjalne, jak się naiwnie na początku lat 90 mówiło, zbudowane „na gruzach” Służby Bezpieczeństwa.  W rzeczywistości zaś zbudowane nie „na gruzach” a na fundamentach SB. Stało się tak dlatego, że nowe służby tworzyli oficerowie, którzy zrobili karierę w czasach PRL, kiedy SB była zbrojnym ramieniem partii komunistycznej, posługującej się na co dzień zbrodniczymi metodami w walce z własnym narodem. To dawna kadra, mająca doświadczenia i nawyki poprzedniej epoki, stała się mózgiem sercem Urzędu Ochrony Państwa. Wystarczyło nie mieć zbyt zabagnionego konta lub sprytnie go ukryć, zadeklarować  lojalność wobec nowej Polski, zapewnić gotowość przestrzegania reguł demokratycznego państwa, aby pozostać w służbach.

Podobna sytuacja była w polskim sądownictwie. W nowym państwie budowali go sędziowie,  którzy latami służyli wiernie komunistycznej władzy, bo przecież tylko tacy osiągali w miarę wysoką pozycję w swoim zawodzie. Zaś do zawodu prawniczego nauczali ludzie przesiąknięci lojalnością wobec władz PRL.

Do zawodu sędziego trafiało nowe pokolenie prawników, szlifowane jednakże przez swoich nauczycieli akademickich i mistrzów sędziowskiego zawodu, przesiąkniętych mentalnością i mechanizmami, które doprowadziły ich do wysokich stanowisk i pozycji w poprzedniej epoce.

Adwokaci z natury rzeczy stanowią system naczyń połączonych, będąc czy chcą tego czy nie integralną częścią wymiary sprawiedliwości, tyle że pełnią w nim specyficzną, szczególną rolę. Jeżeli jednak mają w swojej specjalności osiągać powodzenie, mieć sukcesy, co przekłada się wprost na stan posiadania materialnego, muszą dostosować się do warunków, wedle jakich funkcjonuje sądownictwo. Całość systemu ukształtowana ćwierć wiekowym wzajemnym dopasowywaniem się do siebie różnych środowisk prawniczych świetnie funkcjonowała, z których każde realizowało swoje cele. Nie ma wątpliwości, że interes zwykłego człowieka, oczekującego od tego systemu zwykłej sprawiedliwości, nie był najważniejszym jego celem.        

Kiedy nagle po takim świetnym dla tego sytemu ćwierćwieczu, nowa ekipa rządząca,  kierując się potrzebami zwykłych obywateli, mających poczucie krzywdy sądowej, zawiedzenia czy choćby rozczarowania, dąży do przywrócenia sądom ich właściwych, zgodnych z prawdziwym ich powołaniem funkcji, rodzi się bunt i opór. Również środowisk z nim związanych.

Niestety, to przykre kiedy jeden z najlepszych adwokatów, mecenas Jacek Dubois, członka Trybunału Stanu, w obronie własnego interesu sięga do argumentu skandalicznego. Nie rozumiem, jak rozsądny, wykształcony człowiek, może poniżyć się do tego, by  porównywać obecne działania władzy w sprawie reformy sądownictwa do faszystowskich Włoszech.

Czyżby w ten sposób Jacek Dubois wyrażał wdzięczność za uniewinnienie przez sąd oskarżonej o korupcję byłej posłanki Beaty Sawickiej, której był obrońcą?  

Jerzy Jachowicz

sdp.pl