Krystyna Janda w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” znowu mówiła o tym, jak bardzo źle jej się żyje w „zaściankowej” Polsce.

-„ Po prostu mam uczucie, że śnię. Że żyję w świecie, gdzie już nie ma ani sprawiedliwości, ani prawdy, ani logiki. Jest tylko jakiś zakręcony szał. Jakieś tsunami, które nas zagarnia i które nie ma końca. Nie mogę tego zrozumieć” - wyrażała swój ból egzystencjalny aktorka.

Według Jandy w Polsce wyśmiewa się to, co jest dobre, honorowe i sprawiedliwe. Ludzie wykształceni są jej zdaniem pogardzani. Mówi, że opluwa się ludzi poświęcających życie pomocy innym.

Aktorka widzi jednak nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy w wygraniu przez opozycję wyborów prezydenckich:

„Ostatnio czuję taki powiew. Wszyscy moi znajomi, mnie bliscy, podobnie myślący, oczywiście zaangażowali się w wybory prezydenckie i wiedzą, że teraz wybór prezydenta jest dla nas warunkiem sine qua non”  - powiedziała.

W wywiadzie odniosła się również do gestu poseł Lichockiej, dramatyzując niesamowicie:

„No, ten palec… Ale to była podłość. To była taka podłość! Ja chcę wierzyć, że to był brak świadomości i bezmyślność. Zapiekła złość. A tu chodziło o sprawę zdrowia i życia tysięcy ludzi!” – mówiła.

kak/ Gazeta Wyborcza