To nie pierwszy raz, gdy Polska i Polacy zostali w sposób bezpardonowy zaatakowani i obrażeni przez Izraelczyków. Za jednym z takich ataków stał w przeszłości obecny prezydent Izraela Re’uwen Riwlin, który swoimi słowami wywołał wówczas skandal dyplomatyczny na linii Warszawa - Tel Awiw. Jego zachowaniem był zszokowany nawet uchodzący za przyjaciela Żydów i Izraela, ówczesny szef polskiej dyplomacji - Władysław Bartoszewski. Warto wiedzieć z kim mamy do czynienia, dlatego też poniżej znajduje się relacja Władysława Bartoszewskiego z tego wydarzenia, pochodząca z książki "Moja Jerozolima, mój Izrael".

         W listopadzie 2000 r. Władysław Bartoszewski, jako minister spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka, przebywał w Izraelu z okazji 10-lecia odnowienia stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Izraelem. Wszędzie towarzyszył mu prof. Szewach Weiss, który był mianowany nowym ambasadorem Izraela w Polsce, ale nie był jeszcze oficjalnie akredytowany
w Warszawie. Jak relacjonuje Władysław Bartoszewski, podczas uroczystej sesji w Knesecie poświeconej wznowieniu stosunków dyplomatycznych między oboma krajami, "przedstawiciel będącej wtedy w opozycji partii Likud, Reuven Rywlin, wystąpił z niepoczytalnym atakiem na Polskę i Polaków w tonie dowodzącym absolutnej nieznajomości stosunków międzypaństwowych, a także - niestety - będącym wyrazem poglądów pewnej części społeczeństwa izraelskiego. W izraelskich parlamencie w mowie skierowanej do polskiego ministra spraw zagranicznych padły takie słowa: "Jest wielu Polaków, którzy brali udział w mordowaniu Żydów. Sam fakt, że Polska była okupowana, nie zwalnia jej od odpowiedzialności za zbrodnie dokonane na jej terenie. Nowa, demokratyczna Polska powinna rozliczyć się ze swą niejasną historią w czasie II wojny światowej".

         Na pytanie o to, czy Riwlin zdawał sobie sprawę za tego, że mówi do "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata", działacza "Żegoty" i honorowego obywatela państwa Izrael, Bartoszewski stwierdził: "Chyba nie. Nie przypisuję mu arogancji czy głupoty. Uważam, że po prostu nie był zorientowany. Charakterystyczne, że miałem również wcześniej umówioną rozmowę z szefem Likudu Arielem Sharonem i została ona odwołana właśnie podczas tej debaty.

         W naszej delegacji przeważały głosy, żeby na znak protestu opuścić sesję Knesetu, ale ja tego nie chciałem. Nie chciałem bowiem, żeby Szymon Peres, którego bardzo cenie, przemawiał nie przy mnie. To był mój gest pojednawczy pod adresem sił nie-antypolskich w Knesecie. Nie miałem żadnego sposobu, żeby na ten atak odpowiedzieć, praktycznie nie miałem możliwości zabrania głosu, bo żadne moje wystąpienie nie było przewidziane w protokole, byłem gościem na galerii.

         Wyjeżdżałem wtedy z Izraela z pewnym poczuciem goryczy. Myślę, że ministra spraw zagranicznych Polski o tak dobrej woli, a w dodatku legitymizującego się takim biograficznym dorobkiem w relacjach polsko-żydowskich i polsko-izraelskich długo nie będzie. To wydarzenie bardzo zaszkodziło mi w mojej pracy na rzecz propagowania Izraela jako państwa przyjaznego Polsce. W naszym kraju zostało ostro i negatywnie zrelacjonowane w prasie, a nawet w niektórych publikacjach pojawiły się ataki na mnie, że nie zachowałem się jak należy, bo powinienem wyjść.

(...)

         Mogłem zareagować tylko jako osoba oficjalna, ale na to nie było miejsca w protokole tej wizyty, natomiast moje prywatne uczucia nikogo nie musiały obchodzić.

         W moim odczuciu, to że wobec mnie, honorowego obywatela Izraela, występuje w ten sposób poseł jednej z głównych partii w tym państwie, oznaczało jedno: że pewna grupa polityków sama siebie nie szanuje...

         Nie było również żadnej oficjalnej reakcji rządu izraelskiego. Były wyrazy sympatii i wielkiego poczucia winy ze strony profesora Szewacha Weissa, ale ambasador Szewach Weiss i tzw. przeciętny obywatel Izraela to dwie zupełnie różne sprawy. Trzeba jednak przyznać, że to wystąpienie Rywlina spotkało się wkrótce z ostrą reakcją środowisk polskich Żydów w Izraelu, ale nie tylko - ubolewanie wyraziły również żydowskie organizacje międzynarodowe, jak np. Narodowa Rada Polsko-Amerykańska, Żydowsko-Amerykańska czy Światowa Organizacja Wychodźców Zagłębia oraz Światowa Organizacja Żydów Polskich. Część tych protestów przybrała formę listów skierowanych na ręce Reuvena Rywlina i przewodniczącego Knesetu A. Burga. Informowała mnie o tym później na bieżąco nasza ambasada, na której adres również  te listy napływały. Szczególną wagę miał dla nas głos posła. A. Hirshona z partii Likud, który napisał:

         Nie ma między nami różnicy zdań odnośnie tragicznych losów Polski w okresie Holokaustu. Nie różnimy się także w sprawie tych obywateli polskich, którzy kolaborowali z nazistowskim reżimem. Uważam jednak, że Pana słowa na sesji plenarnej Knesetu wygłoszone w obecności profesora Władysława Bartoszewskiego i towarzyszącej delegacji skierowane były pod niewłaściwy adres, w niewłaściwym kontekście oraz w niewłaściwej sytuacji. Przedstawiciele Państwa Polskiego nie przybyli do naszego parlamentu jako wrogowie żydowskiego narodu. Wręcz przeciwnie, przybyli jako przyjaciele, w chwili kiedy reprezentanci innych państw odłożyli swe przyjazdy do Izraela.
Wizyta ta byłą wyrazem poparcia dla Państwa Izrael
.

(...)

Być może pod wpływem tego głosu partyjnego kolegi Reuven Rywlin 14 grudnia skierował na ręce ambasadora Polski Macieja Kozłowskiego następujące pismo:

         Szanowny Panie, dowiedziałem się, że moja wypowiedź na  forum Knesset w trakcie obchodów 10-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych między Izraelem a Polską wzbudziła powszechne oburzenie w Polsce i została przyjęta jako atak na cały naród polski i na jego czyny w okresie II wojny  światowej. Jest dla mnie ważne, aby podkreślić, że przyłączyłem sie do wypowiedzi innych mówców wysławiających obecną współpracę pomiędzy Polska a Izraelem, i którzy wskazywali an pozytywne zjawiska i jasne punkty w stosunkach żydowsko-polskich na przestrzeni dziejów. Ja również zaznaczyłem, na swój sposób, szczególny stosunek, jaki my wszyscy mamy do ministra  spraw zagranicznych, prof. Bartoszewskiego, "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata: i honorowego obywatela państwa Izrael, który nie szczędząc trudu działał na rzecz ratowania żydów  w okresie Zagłady.

         Jednoczenie uznałem że przy tej uroczystej okazji należy wypowiedzieć także słowa krytyki wobec zachowań Polaków w okresie II wojny światowej, krytyki podzielanej także przez wielu Polaków. Nie było moim zamiarem, aby ta krytyka zmąciła to uroczyste wydarzenie. Gdy dowiedziałem się, że moja wypowiedź została wyolbrzymiona ponad należne jej proporcje i że spowodowała, iż cała uroczystość została przedstawiona w polskiej prasie w ciemnych kolorach, uznałem za stosowne skorygowanie wrażenia, jakie powstało w wyniku mej wypowiedzi. Pamięć o Zagładzie wśród narodu żydowskiego w Izraelu i na świecie wymaga, aby nie zapomnieć strasznych wydarzeń, jakie miały wtedy miejsce, i obowiązek ten będzie spoczywał na nas, dopóki nie zostaną przyswojone płynące z Zagłady nauki i nie zostaną wdrożone wynikające z niej wnioski".

         Ciekawa i warta przytoczenia jest konstatacja Władysława Bartoszewskiego, który stwierdził na łamach ww. książki, iż "w Izraelu skończyła się pewna epoka, epoka Żydów polskich, którzy tworzyli państwo, przez wiele lat stanowili większość i kształtowali jego politykę. Nie sądzę, żeby tę ogromną grupę, która przybyła w ciągu ostatnich piętnastu lat z terenów Związku Sowieckiego, cokolwiek w ogóle obchodziły stosunki polsko-izraelskie. Nie sądzę również, żeby to było ważne dla innych, którzy nie mają żadnych polskich korzeni - a taka jest większość tego społeczeństwa".

         Jak dodaje później Bartoszewski, "wiem, że nie ma narodów idealnych, ale mój zaściankowy patriotyzm polega na tym, że te inne narody mniej mnie obchodzą, nie chcę ich zbawiać - niech się zbawiają same. Również nie zamierzam reformować Żydów - niech Żydzi reformują sami siebie. Ale niech też nie reformują Polaków. Jestem trochę rozgoryczony dzisiejszym Izraelem (...)".

"Moja Jerozolima, mój Izrael", wywiad rzeka z Władysławem Bartoszewskim, s. 101-107