Każde medium – gazeta, radio, telewizja - ma swoje odrębne zalety. Wielu rzeczy mógłbym się po sobie spodziewać, ale nie tego, że kilka dni temu pokocham telewizję. Do tej pory przywykłem, że w telewizji oglądam niemal same przykre rzeczy. Wypadki samochodowe, katastrofy pociągów, zmasakrowane ciała ludzkie, albo różne ich części, jako skutki  la terrorystycznych zamachów, zniszczone domy, powalone drzewa  po przejściu trąb powietrznych i trzęsieniach ziemi,  zrozpaczonych ludzi, siedzących na dachach domów, którzy oczekują na pomoc w czasie powodzi, samochody a nawet całe domy znikające w olbrzymich, złowieszczych rozpadlinach. Toteż proszę się nie dziwić, że często po zapowiedziach speakerów telewizyjnych, prowadzących programy informacyjne, kiedy już bez wątpliwości najmniejszych wiadomo,  że za chwilę wyżej wspomniane okrucieństwa i nieszczęścia zostaną w całej swej okazałości pokazane na ekranie, zamykam oczy albo odwracam się. Niekiedy mam na tyle dosyć tych realnych horrorów, że wyłączam telewizor. 

W tym tygodniu stała się rzecz niezwykła. Zobaczyłem w telewizji najprawdziwsze szczęście. Malowało się ono na ludzkiej twarzy. Od razu podkreślę, żeby nie było między nami nieporozumień i niedomówień. To nie było zwykłe zadowolenie. Raczej tysiąc zadowoleń jednocześnie. Szczęście wprost rozsadzało właściciela tej twarzy. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Zobaczyć wreszcie kogoś nieskończenie szczęśliwego. Rzecz ta wydarzyła się podczas najzwyklejszej konferencji prasowej w Sejmie, jakich wcześniej na żywo i w telewizji widziałem chyba już coś koło steki. Proszę pamiętać,  za chwile minie 25 lat, od kiedy bramy Sejmu są szeroko otwarte dla ludzi mediów. Konferencję organizował Sojusz Lewicy Demokratycznej, a dotyczyła sprawy banalnej. Być może, nawet, gdyby wykryto ją w innej sytuacji politycznej, nikt by nie poświęcił jej uwagi. Ale jesteśmy w okresie ostatnich dni kampanii wyborczej do euro parlamentu. Zaś bohater konferencji, o którym mówiono, jest ojcem duchowym jednego z komitetów, startujących w tych wyborach. Jego nazwa to Europa Plus Twój Ruch. 

I teraz już zbliżamy się do sedna. Bohaterem negatywnym był Aleksander Kwaśniewski, były prezydent, wieloletni przywódca Sojuszu Lewicy Demokratycznej.  Właśnie media obiegła informacja, że Kwaśniewski dorabia w gazowej spółce związanej pośrednio z niedawnym faktycznym dyktatorem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem.  A to dlatego, że właścicielem firmy jest zarazem byłym ministrem w reżimowym rządzie Janukowycza.  Słowem wstyd na całą Polskę. Dla wielu ludzi to kompromitacja Aleksandra Kwaśniewskiego. Konferencję prowadził jeden z czołowych polityków Sojuszu. Podkreślał, jak hańbiącego czynu dopuścił się ich dawny kolega partyjny, stojący wiele lat na czele SLD. Branie pieniędzy od jednego z oligarchów, na których opierała się władza tyrana Ukrainy Janukowycza, winno dyskwalifikować polityka do końca życia i napiętnować jako byłego prezydenta. W pewnym momencie przestałem zwracać uwagę na posła potępiającego Kwaśniewskiego.  Obok mówiącego, stał obecny przewodniczący SLD Leszek Miller. To on skupił na sobie całkowicie moją uwagę. I zmusił do zasadniczej zmiany frontu wobec telewizji. Twarz Millera wypogadzała się z każdym zdaniem omawiającego szczegóły kontraktu Kwaśniewskiego. Aż wreszcie zagościło na niej bezgraniczne szczęście. Zrozumiałem, jak wielką jest przyjemnością może być czasami oglądanie telewizji.   

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl