Wczoraj obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem. Hanna Lis podzieliła się na Twitterze wspomnieniami o tym, że na nowotwór zmarł jej ojciec. Jednak przy tej okazji nie omieszkała nie wspomnieć Prawa i Sprawiedliwości.

- Gardzę PiSem. PiSowskie szwadrony śmierci wykończyły mojego ojca- napisała dziennikarka.

Odkąd Hanna Lis odeszła z TVP, zaczęła być aktywną użytkowniczką Twittera.

- Dzień raka. Zabrał mi Tatę, Dziadka, Siostrę (Lis jest jedynaczką, ale być może chodzi o kuzynkę, przyp.red.). Na raka piersi chorowała moja babcia - napisała Hanna Lis.

Dodała też, że najważniejsza jest profilaktyka i badania: - Badajmy się, nie dajmy się - skomentowała.

Inni użytkownicy zaczęli dzielić się swoimi historiami. W takich okolicznościach dziennikarka postanowiła dorzucić jeszcze kilka słów o tacie, więc dorzuciła wątek z Dorotą Kanią i PiS-em.

- Btw: Tata odchodził zaszczuty przez skazaną za korupcję Kanię i jej towarzycho z GP. Jakby ktoś pytał dlaczego gardzę PiS-em - dodała.

Dorota Kania w książce "Resortowe dzieci", której była współautorką, opisała rodziców Hanny Lis, którzy w latach PRL byli dziennikarzami. Skupiła się na ojcu Lis, Waldemarze Kedaju, który pracował m.in. w Trybunie Ludu. Sprawa skazania dziennikarki na dwa lata więzienia w zawieszeniu nie dotyczyła materiału o rodzicach Hanny Lis.

- Bezwzględnymi cynikami, kłamcami i manipulantami gardzę. PiS-owskie szwadrony śmierci wykończyły mojego Ojca. Prawie zabiły Matkę. Nie życzę Panu - dodała Lis.

Przykro nam z powodu choroby i śmierci tak wielu bliskich osób pani Hanny Lis, jednakże życzymy odwagi, by stanąć w prawdzie. To nie PiS zabił Waldemara Kedaja, a nowotwór. To również nie Dorota Kania pracowała w "Trybunie Ludu", a ojciec Hanny Lis. Przypominamy, że Waldemar i Aleksandra Kedajowie znaleźli się na liście Stefana Kisielewskiego "Kisiela" opublikowanej w 1984 r., która obejmowała najgorliwszych dziennikarzy reżimowych PRL-u.

Pewnie trudno jest być "resortowym dzieckiem", który musi stanąć w prawdzie wobec działań swoich rodziców. Agresja na "PiS-owskie szwadrony śmierci" w niczym nie pomoże.

bg/se.pl