Czy Stany Zjednoczone byłyby gotowe do wojny nuklearnej w obronie państw bałtyckich? Według raportu ośrodka RAND Corporation ryzyko eskalacji zbrojnej między NATO a Rosją w regionie Morza Bałtyckiego jest coraz wyższe. Dotyczy to także konfliktu z użyciem broni nuklearnej. Na łamach "Bloomberga" publicysta Hal Brands zastanawia się, czy Stany Zjednoczone byłyby gotowe wejść w taki konflikt dla ratowania suwerenności państw bałtyckich.


Według Brandsa strategia nuklearna była kluczowa w okresie zimnej wojny. Po jej zakończeniu zaczęła być postrzegana jako relikt. Teraz Rosja stwarza coraz poważniejsze zagrożenie, stąd logika konfliktu atomowego powraca.


Brands pisze wprost: NATO i USA nie są w stanie powstrzymać Rosji przed aneksją państw bałtyckich.


"Wzrost napięcia pomiędzy Rosją a Zachodem w ciągu ostatnich pięciu lat ujawnił podstawowy problem: NATO nie ma zdolności do powstrzymania rosyjskich sił przed szybkim zajęciem terytoriów Estonii, Łotwy i Litwy. Rosyjscy najeźdźcy znaleźliby się u bram stolic państw bałtyckich w ciągu dwóch lub trzech dni, zaś stacjonujące tam siły Sojuszu zostałyby zniszczone lub wyparte. NATO w odpowiedzi mogłoby się zmobilizować do dłuższej wojny mającej na celu wyzwolenie państw bałtyckich, ale wymagałoby to krwawej i niebezpiecznej kampanii wojskowej. Co niezwykle ważne, kampania taka wymagałaby uderzenia w określone cele – takie jak systemy obrony powietrznej zlokalizowane na terytorium Rosji, a także zduszenia rosyjskiej artylerii, rakiet krótkiego zasięgu oraz innych zdolności w Obwodzie Kaliningradzkim, położonym już za liniami frontu NATO" - pisze.


Według Brandsa Rosjanie wiedzą, że przegraliby długoterminowy konflikt z NATO. Dlatego biorą pod uwagę użycie broni nuklearnej. To koncepcja "eskalacji w celu deeskalacji", czyli uderzenie atomowe, które miałoby zmusić siły Sojuszu do negocjacji i zgody na choć pewne posunięcia Moskwy.


Publicysta wskazuje trzy warianty. Pierwszy, to odpuszczenie państw bałtyckich Rosji. To jednak doprowadziłoby do likwidacji NATO jako takiego i upadku wiarygodności Stanów Zjednoczonych jako sojusznika. Drugi to zastosowanie ograniczonego ataku nuklearnego przeciw rosyjskim siłom dokonującym inwazji. Byłby to etap pośredni między konfliktem konwencjonalnym a powszechną wojną nuklearną. Trzeci, zdaniem Brandsa najlepszy, to wzmocnienie sił konwencjonalnych na zagrożonym terenie. To właśnie ich słabość stwarza ryzyko wykorzystania broni nuklearnej. Według Brandsa potrzeba byłoby ok. 30 tys. żołnierzy (7-8 brygad), aby znacząco utrudnić Moskwie możliwość aneksji państw bałtyckich. Obecnie na terenie Europy Wschodniej znajduje się tylko jedna brygada USA.

bsw/forsal.pl