Zaraz po ukazaniu się nowego numeru tygodnika, zadzwonił do mnie Leszek Lechoń z portalu FutbolNet.pl z informacją, że Jerzy Staroń, o którego powiązaniach wiedzą wszyscy ludzie ze środowiska piłkarskiego (pisaliśmy o tym w artykułach „SB-cy, kapusie, przekręty” i „PZPN. Kolejne szokujące fakty.”) stał się bohaterem artykułu „Zakochany w futbolu”, opublikowanego na 14 str. tygodnika „Tylko Piłka”. Lechoń nie krył swojego oburzenia. Gdy publicysta cytował mi fragmenty wspomnianego tekstu, nie mogłem uwierzyć. Tym bardziej, że „Tylko Piłka” nie jest bynajmniej organem „betonu”. Okładkę numeru ozdabia wizerunek Grzegorza Laty z komentarzem: „Który to już raz dowiadujemy się, że w Polsce przybudówka dawnego PZPR działa sobie w najlepsze?! Dawna siła przewodnia narodu mogłaby się sporo uczyć od mistrzów krętactwa, obłudy i szwindlu, z jakimi mamy do czynienia w PZPN, skoro oni i my wiemy, że to jedno wielkie życie na podsłuchu”. W środku znajdujemy - między innymi - znak równości między logo PZPN a symbolem PZPR („Przychodzi Grzesiu do Grzesia, ten idzie do Zdzisia…”, str. 6).

 

Tekst Tomasza Parzybuta to artykuł, ku czci człowieka „zakochanego w futbolu”, „wschodzącej gwiazdy polskiej piłki”, itp.  Znajdujemy opis początków kariery piłkarskiej Staronia, czyli udziału w podwórkowych rozgrywkach, skąd trafił na Łazienkowską (przygodę zawodniczą przerwała kontuzja łękotki). Dalej autor tekstu podaje fakty z życia Staronia - działacza. Najśmieszniejsze, że tygodnik bez skrępowania przytacza wypowiedzi Staronia w stylu: „To była wielka osobowość [chodzi o Włodzimierza Reczka – ministra i współpracownika Staronia – przyp. red.], bliski przyjaciel Raula i Fidela Castro, których często odwiedzał. Uważam, że zrobił dla sportu wiele dobrego. Gdyby żył we współczesnych czasach byłby przynajmniej premierem”. Dalej mamy radosne anegdotki o starych dobrych czasach, jak to biednego Staronia wysyłali helikopterem po buty dla Deyny, jak to wychowywał piłkarzy z kadry Łazarka, pokazując im film „Piłkarski poker” (sic!), itp. Dziwne, że wspominając sławetne zgrupowanie w Bydgoszczy, nie nadmienił o swoim pośrednictwie między trenerem a dziennikarzami i odezwą do żurnalistów „Żeby wam wszystkim, k..a, dzieci wyzdychały”. Pewnie pamięć Staronia, niczym nieśmiertelność Rafała Wojaczka, jest krótka, ale pewna.

 

Można się naigrywać, wyśmiewać, denerwować na autora tekstu. Należy jednak postawić pytanie, jak to możliwe, że młody autor, w czasopiśmie o anty-PZPN-owskiej linii decyduje się na publikację tak żenującej apologii człowieka, który zawsze starał się nie wychylać i działać w cieniu? To chyba pierwsza publikacja, w której zostało opublikowane zdjęcie Staronia. Jak widać, ma cechę dobrego konspiratora. Dlaczego odsłonił facjatę w tygodniku, z którym raczej mu nie po drodze? Wygląda na to, że ktoś podpuścił młodą redakcję.

 

Rzetelność dziennikarska nakazywałaby jednak dokładniej prześledzić życiorys człowieka o którym pisze się artykuł. Przed publikacjami "Frondy" nt. Staronia, rzeczywiście nie można było znaleźć w sieci żadnego tekstu, pokazującą brzydkie elementy jego życiorysu (poza krótką wzmianką Leszka Lechonia). Ale czy dziennikarz może polegać tylko na wyszukiwarce Google? Koledzy z „Tylko Piłki” powinni się nad tym zastanowić.

 

Aleksander Majewski