Ponad dwa tysiące stron dokumentów, dowodów ze śledztwa: w tym adresów i numerów PESEL, a także zdjęć z postępowania w sprawie afery podsłuchowej w internecie. Publikacja tego materiału to złamanie prawa - mówi zastępca Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Andrzej Lewiński.

Wyjaśnia, że chodzi o artykuł 49. ustawy o ochronie danych osobowych. Mówi on, że kto bezpodstawnie przetwarza dane zwykłe podlega karze do lat dwóch, a w przypadku danych wrażliwych do lat trzech. Andrzej Lewiński dodał, że obowiązków nie dopełnił też administrator instytucji, która dane osobowe zebrała. W tym przypadku chodzi o prokuraturę. Zastępca GIODO mówi, że odpowiedzialność jest podwójna.

Wyjaśnia, że w myśl artykułu 51. winę ponosi administrator, który należycie nie zabezpieczył danych oraz osoba, która dane udostępniła. Andrzej Lewiński przyznał, że biuro GIODO samo niewiele może w sprawie wycieku danych osobowych zrobić. - Najpierw zapytamy prokuraturę o przebieg postępowania, potem dołączymy się z wnioskiem dotyczącym odpowiedzialności z zakresu ochrony danych osobowych - powiedział. Kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga za pośrednictwem chińskich serwerów udostępnił 13 tomów akt ze sprawy dotyczącej nielegalnych nagrań biznesmenów i polityków w warszawskich restauracjach.

Sprawą ujawnienia akt zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Część nielegalnie podsłuchanych rozmów została opisana w tygodniku "Wprost". Prokuratura w czerwcu 2014 r. postawiła zarzuty biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - pracownikom restauracji, w których dokonywano podsłuchów. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewniał, że jest niewinny. 

kad/polskie radio