Tomasz Wandas, Fronda: Matka Boża w Piśmie Świętym jawi się jako osoba cicha i pokorna. Czy oznacza to, że była pozbawiona charakteru?

o. Placyd Koń OFM: Zgadza się, że czyjaś cichość może być znakiem braku charakteru, ale nie jest tak, że wszystkie osoby „ciche” są pozbawione charakteru. Jeśli chodzi o Matkę Pana, to Jej cichość i pokora świadczą o Jej charakterze, zgodnie ze słowami proroka: „W ciszy i ufności leży wasza siła”. 

Co mogłoby ewentualnie świadczyć o tym, że Maryja charakter miała i że była silną kobieta?

Musimy pamiętać, że nikt nie jest święty, silny, mądry itd. sam z siebie. Matka naszego Pana nie jest tu wyjątkiem, a raczej najlepszym przykładem tej obowiązującej uniwersalnej zasady. Bo przecież jest pełna łaski. A jeśli tak, to znaczy, że wszelkie Jej obdarowanie, wszystkie Jej dary naturalne i nadprzyrodzone, są dziełem Bożego obdarowania. Ale to pokazuje także, że Maryja była otwarta na to Boże obdarowanie. Żadnego daru, żadnej łaski nie przypisywała sobie, ale we wszystkim widziała Dawcę i była Mu za to wdzięczna, czego szczególny wyraz widzimy w Jej Magnificat. Dlatego możemy powiedzieć, że Maryja jest niczym sam z siebie, ale jest wielka dzięki Bożej łasce, z którą tak owocnie współpracowała.

Gdzie widać charakter Maryi i Jej siłę? Pewnie najbardziej w tych biblijnych scenach opisanych na kartach Ewangelii, które wyznaczają początek i koniec ziemskiego życia Jezusa. Zwiastowanie anielskie objawia przede wszystkim Jej wyjątkową pokorę. Słowa anioła są Jej pochwałą i ogromnym wywyższeniem. Ale one powodują Jej zakłopotanie. Tak reaguje człowiek, który jest dogłębnie pokorny. Kiedy anioł mówi Jej, że porodzi Syna, który będzie Synem Najwyższego, odpowiada pytaniem: „Jakże się stanie, skoro nie znam męża?”. Jej słowa mają sens, jeśli zobaczymy w nich świadectwo Jej ślubu czystości z natchnienia Ducha Świętego złożonego Bogu, któremu chce być wierna. Jej pragnienie wierności Bogu jest decydujące. I to świadczy o sile jej charakteru. Zaś największej próby doświadczyła pod krzyżem, na którym umierał Jej Syn. To, co wtedy przeżyła, trudno sobie wyobrazić. Tym bardziej niemożliwe jest wyrazić to słowami.

Od kiedy została Wniebowzięta regularnie pokazuje się ludziom. Po co? Czy objawienie Jezusa nie jest wystarczające?

Objawienia Maryi nie są tym samym, czym było objawienie Jezusa. Objawienie Jezusa, które zostało zakończone wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów, jest Objawieniem Publicznym. Temu Objawieniu jesteśmy winni posłuszeństwo wiary. Natomiast wszystkie objawienia maryjne, a także wszystkie późniejsze prywatne objawienia Jezusa, np. św. Siostrze Faustynie, są objawieniami prywatnymi, które do Objawienia Publicznego nic nowego nie dodają, a raczej przypominają pewne jego elementy.

W ciągu ostatnich 200 lat możemy zaobserwować zwiększoną częstotliwość objawień maryjnych, z czym nie mieliśmy do czynienia wcześniej. Może się tu pojawić pytanie: Dlaczego? Jaki mają one cel? Każda odpowiedź będzie tylko pewną spekulacją czy próbą. Osobiście przekonuje mnie ta odpowiedź, którą daje św. Ludwig Maria Grignion de Montfort. Otóż mówi on, że podobnie jak pierwsze przyjście Jezusa dokonało się przez Maryję, tak też dokona się i drugie. Zatem objawienia Maryi, których najważniejszymi elementami jest przecież wezwanie do pokuty i modlitwy, mają za zadanie przygotować ludzkość na drugie i ostateczne przyjście Pana.

W Gietrzwałdzie Maryja miała mówić po polsku. Czy zatem zna ona każdy język? Czy jest to sygnał dla ludzkości, że w niebie będziemy mówić we własnym języku?

Szaweł pod Damaszkiem usłyszał Jezusa, który mówił do niego w jęz. hebrajskim (lub aramejskim). „Jestem Niepokalane Poczęcie” powiedziała Maryja do Bernadetty w używanym przez nią dialekcie.  Zaś do dwóch widzących dziewczynek w Gietrzwałdzie Maryja mówiła po polsku. Czy Maryja zna każdy język? Niewątpliwie. Matka Pana żyje obecnie w innej rzeczywistości. Święci w niebie nie podlegają tym ograniczeniom, którym my, żyjący na ziemi, jesteśmy poddani. Dlatego za przyzwoleniem Boga lub na Jego polecenie mogą się z nami kontaktować i porozumiewać w zrozumiałym dla nas języku. Zresztą nie może być tak, żeby Królowa Polski nie znała języka polskiego. Ale chociaż jestem patriotą, to nie sądzę, że w niebie będziemy rozmawiać po polsku. W jakim więc? „Po anielsku”, nie mylić z angielskim! Tak to sobie wyobrażam, że będziemy porozumieć się przekazując bezpośrednio myśli, bez konieczności ubierania ich w słowa w jakimkolwiek ludzkim języku. Będzie to komunikacja pozbawiona nieporozumień, które tu na tym padole, są niestety, czymś codziennym.

Dziękuję za rozmowę.

Pierwotnie na Fronda.pl 10.09.2017