Wraz z wyborem Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych pojawia się szereg fundamentalnych pytań o to, jaka będzie jego prezydentura. Dla Europy oraz Polski kluczowe jest to, jak Trump będzie funkcjonował w kwestii polityki zagranicznej. 

W czasie kampanii biznesmen, a obecnie już prezydent elekt wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nadszedł czas, aby USA przestały być "policjantem" strzegącym wszystkich wokół. Wskazywałoby to na chęć wycofania się, przynajmniej częściowego, ze wspierania Europy i pomocy w rozwiązywaniu konfliktów, które mogłyby mieć miejsce w naszym regionie. 

Krótko mówiąc, nawet jeżeli Trump nie zawarłby przymierza z Putinem, nie wiadomo, czy pomógłby Staremu Kontynentowi w obliczu zagrożenia ze wschodu. Teraz po wyborach w USA właśnie takie obawy wyraża duża część europejskich polityków, którzy obawiają się, że polityka Trumpa w polityce zagranicznej względem Europy będzie się opierać na dewizie "Not my problem". 

Niemieckie "Deutsche Welle" pisze wyraźnie: Europa musi sama zadbać o swoje bezpieczeństwo. Niemieckiemu dziennikowi wtórują liderzy państwu Unii Europejskiej.

Komisarz UE Guenther Oettinger stwierdził w rozmowie z jedną z rozgłośni radiowych: 

„Czasy, kiedy czuliśmy się jak młodszy brat Stanów Zjednoczonych i mogliśmy wzrastać w cieniu i pod bezpiecznymi skrzydłami USA, już minęły".

Z kolei politycy CDU oraz SPD - największych niemieckich partii - odpowiedzialni za kwestie obronności twierdzą, że teraz Niemcy i cała Europa muszą zwiększyć wysiłki i nakłady na obronę. Nasz kontynent musi dbać sam o własne bezpieczeństwo. W obecnej sytuacji politycznej, nie można już liczyć na pomoc z zewnątrz. 

emde/wp.pl, Fronda.pl