Zakończony w minioną niedzielę warszawski Dziedziniec Dialogu wymaga kilku dopowiedzeń. Pomysł ożywienia idei Dziedzińca Pogan wysunął przed czterema laty papież Benedykt XVI. Było to w związku z jego doświadczeniem funkcjonowania Kościoła w głęboko zlaicyzowanym społeczeństwie, zwłaszcza w Czechach i we Francji. Papież nawiązał wtedy do Dziedzińca Pogan w Świątyni Jerozolimskiej. Wstęp do tego miejsca mieli również nieobrzezani. Od innych części Świątyni, przeznaczonych dla Żydów czy dla samych tylko kapłanów, ów dziedziniec oddzielony był wysokim murem, na którym widniało ostrzeżenie w języku greckim, łacińskim i hebrajskim, że dla nie-Żyda przekroczenie tej granicy oznacza śmierć. Mimo wszystko ten starotestamentalny Dziedziniec Pogan był dla pogan jakąś sposobnością uchylenia przed nimi rąbka tajemnic wiary. Stwarzał okazję do rozmowy z uczonymi w Piśmie Żydami, stawiania im pytań i zaobserwowania ich w najświętszym dla nich miejscu. Był w jakimś sensie przedsionkiem dla tych, którzy nie będąc Żydami, szukali Boga i nieraz powiększali grono prozelitów, czyli nawróconych na judaizm. Nie był w żadnym wypadku miejscem manifestowania odmiennych poglądów czy krzewienia wiary w obce bóstwa.

Do muru oddzielającego Dziedziniec Pogan od innych części Świątyni nawiązuje także św. Paweł w Liście do Efezjan, pisząc, że Chrystus zarówno Żydów, jak i pogan uczynił w swoim ciele jednością, burząc rozdzielający ich mur. Odtąd wszyscy mamy w Chrystusie jednakowy dostęp do Boga, chociaż za jakąś pozostałość owego muru można pewnie uznać starożytny zwyczaj wypraszania ze świątyń po Liturgii Słowa, a przed Liturgią Eucharystyczną – tych, którzy jeszcze nie byli ochrzczeni. Dzisiaj praktyka ta nie ma już zastosowania i każdy zainteresowany może z zachowaniem szacunku nie tylko wejść do naszej świątyni, ale i uczestniczyć w tym, co dla nas najświętsze. Nie ma też problemu, aby niewierzący korzystali z ogólnie dostępnej katechezy, studiowali teologię, czytali Pismo Święte, sięgali po katolicką literaturę czy prasę. Wielu z nich zresztą to już robi. W troskę nie tylko o wierzących, ale i o poszukujących wręcz modelowo wpisuje się inicjatywa abp. Marka Jędraszewskiego cyklicznych dialogów w łódzkiej katedrze czy pierwszy w Polsce „List do niewierzących” abp. Sławoja Leszka Głódzia na Boże Narodzenie 2006 roku.

Niemniej jednak w zlaicyzowanych społeczeństwach mogą być ludzie, dla których przekroczenie progów katolickiej katedry czy przedzieranie się przez kulturowe uwarunkowania religii wydaje się niewykonalne. A do nich również Kościół jest posłany, musi ich szukać tam, gdzie żyją, i znajdować zrozumiały dla nich język, aby w tym języku dawać im świadectwo o Chrystusie. Kościół, jako Powszechny, nie może zrezygnować z obowiązku bycia na wzór św. Pawła „Wszystkim dla wszystkich”. Ale również nie może pomylić Dziedzińca Pogan z Areopagiem i Agorą. Na Dziedzińcu Pogan nasz Bóg jest Bogiem Jedynym, choć dla niektórych nieznanym. Na Areopagu zaś i na Agorze nasz Bóg staje się jednym z wielu bóstw, bo taka jest natura Agory, że każdy może mieć tam własne bóstwo i własną prawdę, a wszystkie bóstwa i prawdy są jednakowo ważne. Kto się na to nie zgadza, dla tego nie ma miejsca na Agorze. Boleśnie doświadczył tego już św. Paweł. Dlatego Benedykt XVI, abstrahując od negatywnych konotacji, jakie to określenie ma w języku polskim, odwoływał się właśnie do Dziedzińca Pogan. Ale nie o słowa tu chodzi, tylko o samą ideę owej przestrzeni spotkania.

Ks. Henryk Zieliński

Tygodnik "Idziemy"