„Dzieci i broń” - pod takim tytułem ukazał się niedawno wywiad-rzeka z Jackiem Hogą, prezesem fundacji Ad Arma (łac. Do broni), a prywatnie ojcem dziesięciorga dzieci. Książeczka ma jedną, dość poważną wadę: niewielki nakład. Trzeba się spieszyć, by ją kupić – a zrobić to zdecydowanie warto.

 

Nie dlatego, by Jacek Hoga mówił rzeczy wyjątkowe. Wprost przeciwnie, nie ma tam chyba nic oryginalnego – i to jest przeogromna wartość tej książki. Autor nie prezentuje własnej wizji, nie przedstawia żadnej nowoczesnej koncepcji patrzenia na świat, a jedynie porządkuje elementarne i w najlepszym tego słowa znaczeniu tradycyjne wartości. Dowodzi w sposób niepodważalny, że tylko pozornie jesteśmy wolnymi ludźmi. W istocie – tak w Polsce jak i w świecie zachodnim w ogóle - mamy do czynienia z bardzo zaawansowanym niewolnictwem. Dobrze jest czytając te książkę uświadomić sobie, jak daleko odeszliśmy od normalności. Tym więcej, że polska debata polityczna niemal całkowicie marginalizuje problem wolności. Cedowanie odpowiedzialności na państwo stało się tak powszechne i normalne, że coraz rzadziej to widzimy. Na to nie wolno się zgadzać i tego Jacek Hoga z wielką prostotą i klarownością dowodzi.

Najmocniejszą stroną książki jest jednak obnażenie nie niewolniczego charakteru naszego systemu prawnego, ale zniewolenia mentalnego wielu polskich prawicowców. Przeciętny człowiek odwołujący się na co dzień do wartości patriotycznych uzna po lekturze wywiadu z Jackiem Hogą, że w istocie jest raczej lewakiem. Żyje jak lewak – i myśli jak lewak, bo zamykając się na wielodzietność i sztucznie ograniczając liczbę potomstwa odrzuca najważniejsze nie tylko chrześcijańskie, ale i ludzkie w ogóle wartości. „Dzieci i broń” uświadamiają z nieprzejednaną jasnością, że głęboko zakorzeniona mentalność „ciepłej wody w kranie” to nie jest bynajmniej domena głosujących na Platformę lemingów. Jako Polacy chcemy mieć tylko tyle dzieci, ile uchodzi za „niegroźne” dla panujących przekonań i swobody własnych rozrywek. Ten żałosny i unurzany w hipokryzji stan rzeczy Jacek Hoga punktuje z brutalną szczerością.

I przypomina, że konsekwencje naszych czynów mogą być straszne. Dla wszystkich zamkniętych na dzieci osobiście na sądzie Bożym – i dla naszego kraju w ogóle, pozbawianego z roku na rok mieszkańców gotowych do jego obrony. Warto przeczytać „Dzieci i broń” - i wziąć się do roboty.

Paweł Chmielewski