Eryk Łażewski, Fronda.pl: To już trzydziesta rocznica wyborów 4 czerwca. Jak Pan wspomina tamten dzień, tamte wydarzenia?

Dr Jerzy Targalski: Ja tamtych wydarzeń w ogóle nie wspominam, bo w nich nie uczestniczyłem. Byłem wtedy we Francji. Natomiast byłem przeciwnikiem Okrągłego Stołu, przeciwnikiem tych wyborów. Ponieważ moja organizacja żądała wolnych wyborów, a nie wyborów lojalnych. Nie były to wolne wybory. Ja rozumiem, że propaganda twierdzi co innego, ale wolne wybory oznaczają coś innego. Każdy głosował na swoją kurię. Były dwie główne partie i w wyborach mandaty były podzielone, a więc nie były to wolne wybory, tylko koncesjonowane.

Jednak chyba można powiedzieć, że Solidarność odniosła w nich jakiś – powiedzmy - triumf, odrzucając Komunę?

Tak? Nie zauważyłem.

W końcu odrzucono - na przykład - listę krajową.

A co to dało? Bo o ile wiem, to komuniści z listy krajowej byli w Sejmie, czyli nie odrzucono*. Liczą się rzeczywiste wyniki wyborów, a nie te, które tam były po drodze. Ostatecznie, marionetki Kremla były zaakceptowane. A więc żadnego zwycięstwa społeczeństwo nie odniosło. Przebiegło tak, jak Polskę zaplanowali. I nie było nic, co by naruszyło wielki plan transformacji przygotowany na Kremlu.

Dwa tygodnie potem odbyła się druga tura wyborów. I frekwencja wyborcza była znacznie mniejsza, niż w pierwszej turze. A więc, czy można powiedzieć, że już wtedy część społeczeństwa odkryła, że je oszukano?

Część wyborców na pewno tak, ale ludzie bardzo nie lubią odkrywać, że są oszukiwani. Niektórzy do dzisiaj myślą, że komunizm upadł.

A więc nie zgadza się Pan z poglądem, że te wybory 4 czerwca to jest jakiś sukces, który należy świętować?

Nie, pewnie, że nie, To jest sukces, ale nie nasz. To jest sukces komunistów, oczywiście. A przede wszystkim Moskwy. Ponieważ wszystko poszło zgodnie z planem.

Czy można więc – w takim razie – powiedzieć, że jest to dzień klęski?

Nie. Nie dzień klęski, tylko był to po prostu sukces komunistów i ich operacji zmiany ustroju przy zachowaniu dominującej pozycji i tyle. W raportach dla Jakowlewa brano pod uwagę, że zwycięży Solidarność i planowano rząd porozumienia z Solidarnością, a nawet rząd bez Partii. No i rzeczywiście, rząd Mazowieckiego był rządem Wielkiej Koalicji, to znaczy wszystkich partii z PZPR.

A zatem można powiedzieć, że ta strona komunistyczna, czy sowiecka była przygotowana na różne warianty?

Na pewno na ten, który nastąpił. No i rzeczywiście na różne, ponieważ w wypadku, gdyby tak zwani „twardogłowi” doszli do władzy, strona sowiecka była przygotowana na ich izolowanie i glajszachtowanie, i dogadywanie się bezpośrednio z Kościołem i opozycją. Nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego. Zresztą ci, którzy nie wykonywali rozkazów, stracili głowy jak Ceausescu albo poszli do „tiurmy”.

W takim razie – jak Pan sądzi – czy wszystko poszło tak, jak było zaplanowane przez Sowietów? Czy w końcu coś im się nie udało?

To zależy gdzie.

W Polsce.

Wyszło tak, jak zaplanowano. Nie widzę żadnej różnicy. Polska była idealnym, że tak powiem, polem realizacji ich planów, ponieważ w Polsce znaleziono największą liczbę kolaborantów. Przygotowywanych wcześniej już przez lata. Gdzie indziej nie było opozycji, więc nie było czasu na to.

Chciałbym jeszcze poruszyć jedną sprawę: podobno była też propozycja, żeby dogadywać się nie z tak zwaną „lewicą laicką”, ale z narodowcami i Kościołem. Czy słyszał Pan o czymś takim?

Komunistom chodziło o stworzenie partii chadeckiej. Ale Kościół odmówił. Komuniści bali się, że druga Solidarność będzie podobna do pierwszej. Ale oczywiście były to „Strachy na Lachy”. Bali się niepotrzebnie.

A wspomniana decyzja Kościoła była słuszna?

Tak, tak, słuszna. Kościół nie chciał brać odpowiedzialności za tworzenie partii chadeckiej, z którą zawarto by porozumienie. Zawarto więc porozumienie z lewicą laicką, słusznie uważając, że jest to strategiczne.

Rozumiem i dziękuję za wywiad dla Frondy.pl.

*Pierwotnie Fronda.pl napisała nie o "komunistach", a o "Żydach z listy krajowej", czego dr Jerzy Targalski nie mówił. Bardzo przepraszamy za pomyłkę.