Portal Fronda.pl: W połowie marca ma odbyć się w IPN debata z Lechem Wałęsą. Jaki jest Pana zdaniem cel, który przyświeca Wałęsie i jego środowisku wychodzącym z taką inicjatywą?

Dr Piotr Gontarczyk: To dobre pytanie do Lecha Wałęsy. Ja osobiście nie widzę poważnej konieczności debaty na ten temat. Wolałbym raczej, by Lech Wałęsa odniósł się do już opublikowanych faktów i dokumentów i obalił to wszystko, co przedstawiliśmy wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem. Jeżeli tego nie zrobi, to nie spodziewałbym się po tej debacie wielkiego. Wezmę w niej udział z naukowego obowiązku - skoro napisałem na ten temat wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem książkę, to w razie czego muszę odpowiedzieć na zarzuty pod jej adresem. Jednak publiczne wypowiedzi Wałęsy w tej sprawie nie wskazują, byśmy mieli szansę usłyszeć od niego prawdę na temat jego kontaktów z SB. Nie oczekuję w tej sprawie żadnego przełomu. Pewnie wysłuchamy coś w stylu, że Wałęsa wszystkich wyprowadził w pole i sam „tymi ręcami” obalił komunizm, a wszyscy inni to głupcy i zazdrośnicy o jego epokową rolę w dziejach świata. Jak tak, to cóż. Będzie trzeba tego z wysłuchać.

Można spodziewać się, że Lech Wałęsa będzie podważał wiarygodność źródeł, które wykorzystali pan doktor oraz profesor Cenckiewicz w swojej książce. Czy próba rozwiązania takiego problemu podczas debaty może być sensowna?

Historycy ustalając prawdę nie tylko przedstawiają swoje racje, ale kontrolują też ich jakość, debatują z innymi naukowcami. W tej sprawie nie ma jednak od prawie 10 lat ze strony Wałęsy żadnych merytorycznych argumentów, a tylko kolejne kłamstwa. Może nastąpi jakiś przełom, może Lech Wałęsa ma jakieś niebywałe asy w rękawie? Patrzę na to jednak z dużym dystansem.

Dlaczego w pańskiej ocenie na debatę zgodził się IPN?

Nie mogę, oczywiście, wypowiadać się w imieniu władz Instytutu. Podejrzewam jednak, że skoro Instytut wydał w 2008 roku książkę „SB a Lech Wałęsa”, to gdy główny zainteresowany rzucił pomysł organizacji debaty, Instytut poczuł się w obowiązku ją przeprowadzić. Powtarzam: wątpię w jej cel i sens, skoro Lech Wałęsa w zasadzie codziennie prezentuje publicznie informacje całkowicie wyssane z palca i miota obelgami.  Nie spodziewam się, że tak będzie i tym razem.

 Jak ocenia Pan dobór gości debaty? Może nieco dziwić, że wezmą w niej udział nie tylko historycy. Pozostaje też wątpliwe, czy w tak delikatnej i ważnej materii celowe jest konfrontowanie z Wałęsą choćby pana Grzegorza Brauna, który, choć zasłużony, jest też znany z upodobania do dość kontrowersyjnej retoryki.

Wolałbym, żeby taka debata – dla jej dobra - odbywała się w gronie naukowców i historyków. Grzegorz Braun nakręcił jednak niezwykle ważny film dotyczący Lecha Wałęsy, Plusy dodatnie, plusy ujemne. We wspomnianym filmie Braun pierwszy przed wieloma laty zadał publicznie pytania, czy nie warto byłoby ustosunkować się poważnie i prawdziwie do Lecha Wałęsy, co stawia go w kontekście tej debaty nawet wyżej niż niektórych historyków. Jeżeli taka decyzja zapadła, to z dużym szacunkiem podejdę do jego obecności. Choć uważam zdanie historyków za nieco ważniejsze, to także Grzegorz Braun ma swoje dokonania.. Dla mnie liczą się argumenty merytoryczne, a nie to, kto i z jaką temperaturą je wypowiada. Mógłbym mieć poza tym większe zastrzeżenia do udziału innych osób. Nie jestem na przykład miłośnikiem książki Jana Skórzyńskiego, która w kwestii przedstawienia sprawy agenturalności Lecha Wałęsy jest po prostu kłamliwa. Pan Skórzyński ma jednak prawo pisać to, co wypisuje. Nie jestem zwolennikiem wykluczenia kogokolwiek i będę traktował zarówno Skórzyńskiego jak i Brauna jako normalnych uczestników debaty.

Pytanie o przyszłość: Jak będzie przebiegała pańskim zdaniem recepcja ustaleń, które poczynił Pan wraz z profesorem Cenckiewiczem? Kiedy – jeśli w ogóle – mainstream uzna je za oczywiste?

Nie słyszę w środowisku naukowym głosów przeciwnych wobec tego, co napisaliśmy. Moim zdaniem przedstawione przez nas fakty są traktowane jako oczywistość, trafiają też do podręczników szkolnych, encyklopedii, podstawowej literatury przedmiotu. Nikt tego nie kwestionuje. Miałem swego czasu zaszczyt dyskutować w Łodzi z panem profesorem Andrzejem Friszke, który był jednym z obrońców Lecha Wałęsy, a później konsultantem poświęconego mu filmu. W tej debacie profesor nie kwestionował podstawowych faktów. Spieraliśmy się o to, jakie znaczenie ma dla życiorysu Wałęsy sprawa kontaktów z SB w latach 70. i jak sprawa mogła być – lepiej lub gorzej – przedstawiona w filmie. Ale także prof. Friszke nie kwestionował naszych podstawowych ustaleń. Żaden poważny historyk, o ile wiem, faktu współpracy Lecha Wałęsy z SB w latach 70. nie kwestionuje.

Wokół debaty jest coraz więcej rozmaitych głosów przeciwnych i wątpliwości. Na pewno weźmie Pan w niej udział?

Na razie jestem zdecydowany. Nie wykluczam jednak, że publiczna aktywność Lecha Wałęsy i jego kolejne kuriozalne lub obraźliwe występy przekonają mnie, że ta debata jednak nie ma sensu. Nie przesądzam więc sprawy i pozostawiam sobie furtkę dla ewentualnej rezygnacji. Zamierzam również zachowywać się lojalnie wobec mojego kolegi, Sławka Cenckiewicza. Jeżeli on uzna, że to nie ma sensu, na przykład po raz kolejny obrażany przez Wałęsę, pójdę w jego ślady.

Dziękuję za rozmowę.