Co Polska zyskała, a co straciła przez 15 lat, jakie jest w Unii Europejskiej? Na to pytanie próbował odpowiedzieć dr Andrzej Sadowski. W rozmowie z portalem dorzeczy.pl podkreśla jednak, że nie ma rzetelnych danych na temat dokładnego bilansu, który oceniałby tak zyski, jak i koszty wstąpienia do UE i posługiwać można się jedynie analizami.

Te zaś – jak zaznacza dr Sadowski – przykładowo dla Estonii, sporządzone przed jej przystąpieniem do UE, jasno wskazywały, że w wymiarze ekonomicznym są po protu nieopłacalne, jednak najważniejszy jest aspekt bezpieczeństwa państwa:

[…] zagrożenie atakiem ze strony Federacji Rosyjskiej jest na tyle poważne, że każde zwiększenie integracji z Zachodem jest dla Estonii niezbędne. Stąd decyzje o przystąpieniu do NATO, Unii Europejskiej, a potem do strefy Euro”.

Rozmówca portalu podkreśla, że w Polsce powody były inne:

[…] jeden z komisarzy przed poszerzeniem Wspólnoty wprost powiedział, że Polska musi wejść do Unii, bo ma młode, wykształcone społeczeństwo, które chce pracować”.

Dodał, że polska tania siła robocza sprawiła, że wiele krajów UE uniknęło bankructwa. Według dr Andrzeja Sadowskiego polskim politykom jeśli chodzi o wejście do UE zależało przede wszystkim na rozwiązaniu za nich problemu między innymi bezrobocia i zdjęciu z siebie odpowiedzialności za Polskę.

Przyznaje też, że UE cieszy się w Polsce ogromnym poparciem, co wiązać należy między innymi z kwestią przełamywania monopoli, takich jak telekomunikacyjny czy lotniczy:

To, że możemy się cieszyć tanimi biletami lotniczymi, korzystać z nich w czasie długiego weekendu, zawdzięczamy nie decyzjom polskich polityków, ale właśnie decyzjom Unii. UE poszła wtedy w stronę wolnego rynku, Polacy to docenili”.

Wskazuje też jednak, że o ile granice były w pełni otwarte gdy chodziło o dostarczanie przez Polskę taniej siły roboczej, o tyle w momencie, gdy polskie firmy zaczęły konkurować, choćby na rynku przewozowym, zaczęto wykonywać ruchy, aby ów rynek zamknąć.

Gdy moi znajomi przedsiębiorcy kupowali fabryki we Francji, to natychmiast były protesty, że Polak nie może być dyrektorem fabryki, którą kupił polski właściciel”

- mówi dr Sadowski.

Przekonuje, że obecnie to nie ta sama Unia, do której wstępowaliśmy w 2004 roku, a celem tworzenia różnych dyrektyw – choćby klimatycznej – jest blokowanie Polski na arenie UE.

dam/dorzeczy.pl,Fronda.pl