Fronda.pl: Małgorzata Kidawa-Błońska w jednym z wywiadów stwierdziła, że Polacy są gotowi na kobietę prezydenta. Kandydaturę Kidawy-Błońskiej popierają również Tomasz Siemoniak czy Barabara Nowacka. Sądzi Pani Redaktor, że decyzja w sprawie tego, kto będzie kandydował na prezydenta z ramienia PO już zapadła, czy nadal mamy do czynienia z pewną grą?

Dorota Kania: Przede wszystkim możemy być pewni, że nie dojdzie do sytuacji, w której opozycja wystawia jednego, wspólnego kandydata. Już w tej chwili wszystko wskazuje na to, że swojego kandydata wystawi między innymi PSL. Podobnie będzie w przypadku Lewicy, więc żadnego porozumienia ponad podziałami nie zobaczymy. Do kampanii wyborczej zostało bardzo niewiele czasu i każdy miesiąc działa tutaj na niekorzyść opozycji.

Dlaczego?

Prawo i Sprawiedliwość cały czas mówi jasno, że kandydatem na prezydenta będzie Andrzej Duda. To prezydent, który się sprawdził i cieszy się bardzo dużym poparciem społecznym. Tymczasem opozycja wystawiając różnych kandydatów i zastanawiając się, kto w ogóle nim będzie – traci. Nie mamy więc tutaj żadnej jedności.

A co z Donaldem Tuskiem? Sądzi Pani, że wystartuje w wyborach?

Nie. Patrząc na obecną sytuację i rozkład sił politycznych w Polsce jestem przekonana, że nie podejmie takiej decyzji.

Zbyt mocno obawia się przegranej?

Tak. Wystarczy zresztą spojrzeć na sondaże zaufania i to, na jakim miejscu plasuje się w nich Donald Tusk. Decyzję o starcie w wyborach podjąłby tylko wtedy, kiedy nie miałby żadnych wątpliwości co do zwycięstwa. Dodam, że to nie jest moje zdanie. Tak uważają politycy, którzy dobrze go znają i mówią o tym wprost, że Tusk zawsze idzie tylko po pewną wygraną. Natomiast w obecnej sytuacji politycznej nie może mieć żadnej pewności. Powiem więcej – bardziej prawdopodobne jest, że Donald Tusk wybory by po prostu przegrał.

Pojawiły się też komentarze, że ogłoszenie przez Donalda Tuska premiery jego książki na połowę grudnia to tak naprawdę wstęp do kampanii wyborczej. A może jednak zręczna kampania, ale reklamowa?

Trudno mi powiedzieć, czym kieruje się tutaj Donald Tusk. Jak już powiedziałam – nie sądzę, aby w obecnej sytuacji zdecydował się zaryzykować start w wyborach prezydenckich. Pamiętajmy też, że jest najpoważniejszym kandydatem na szefa EPP [European People’s Party – Europejska Partia Ludowa – red.]. To co prawda nie przekreśla możliwości startu w wyborach, ale nie sądzę, aby Tusk na taki ruch się zdecydował. To bardzo mało prawdopodobne.

Jeśli nie Donald Tusk, to która z kandydatur, z punktu widzenia prezydenta Andrzeja Dudy, jest najgroźniejsza? Z kim będzie mu wygrać najtrudniej?

Sądzę, że najlepszą odpowiedzią byłoby tu odesłanie do rankingów zaufania. To bardzo miarodajny wyznacznik tego, kto ma szansę na wygraną w wyborach. Jeśli nadal w rankingach tych zdecydowanie wygrywa właśnie prezydent Andrzej Duda to oznacza, że to on ma największe szanse na wygraną w wyborach. Nie można jednak oczywiście popadać w hurraoptymizm. Każdy kandydat będzie potencjalnym zagrożeniem i nie wolno nam o tym zapominać. Nigdy nie jest tak, że wygraną ma się w kieszeni. Najlepiej wie o tym chyba Bronisław Komorowski. Dopóki nie znamy wyniku wyborów, wszystko jest możliwe. Prawo i Sprawiedliwość przed poprzednimi wyborami podkreślało, aby nie dać się uśpić sondażom i o tym samym musimy pamiętać również teraz. Dopóki Polacy nie wybiorą nowego prezydenta, każdy kandydat jest potencjalnym zwycięzcą.

Wydaje się, że przy tak dużej liczbie potencjalnych kandydatów, rozstrzygnięcie wyborów w pierwszej turze jest mało prawdopodobne. Wtedy zapewne partie opozycyjne poprą kontrkandydata Andrzeja Dudy. A co z głosami wyborców Konfederacji? Urzędujący prezydent może na nie liczyć?

Sądzę, że jest zdecydowanie zbyt wcześnie na to, aby wyrokować, czyje głosy mogą zaważyć na wyniku wyborów. Myślę, że możliwa jest wygrana Andrzeja Dudy już w pierwszej turze, jednak jeśli nie – zapewne będziemy mieli do czynienia ze wskazaniem przez przegranych kandydatów na jednego z dwóch, którzy zmierzą się w drugiej turze. Tak było do tej pory – choćby Paweł Kukiz wskazał w 2015 roku na Andrzeja Dudę. Polityka jest jednak obecnie na tyle dynamiczna, że nie sposób przewidzieć, jak będzie to wyglądało jeśli dojdzie do drugiej tury wyborów.

Andrzej Duda nie może zatem być pewnym, że Polacy głosujący na kandydata Konfederacji poprą go w przypadku drugiej tury wyborów?

Dokładnie tak.


Rozmawiał Damian Świerczewski