Spotkanie z ks. Wojciechem Lemańskim podczas Przystanku Woodstock wywołało niemałe poruszenie i konsternację wśród katolików. Kapłan nie szczędził bowiem gorzkich słów na temat Kościoła i hierarchów (którzy muszą „wymrzeć”, aby nastąpiła jakaś zmiana), opowiadał o tym, jak bardzo został skrzywdzony przez abp Henryka Hosera... Jego słowa wywołały już reakcję kurii warszawsko-praskiej – w rozmowie z naszym portalem Mateusz Dzieduszycki, rzecznik kurii zapowiedział, że po weryfikacji słów ks. Lemańskiego i rozmowie z nim zapadną konkretne decyzje.

Tymczasem, okazuje się, że podczas Woodstocku z ust ks. Lemańskiego padło wiele innych bulwersujących słów, które zostały przemilczane przez media. Na portalu radia TOK FM zamieszczono całość nagrania ze spotkania z ks. Lemańskim, aby rzekomo zapobiec manipulacjom i przekręcaniu jego słów przez prawicowe media. Tak się jednak składa, że materiał obnaża kolejne, kompromitujące kapłana wypowiedzi.

Ks. Lemański odniósł się bowiem do sprawy prof. Chazana, który za to, że odmówił wykonania aborcji, został zwolniony z funkcji dyrektora szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie. Pacjentkę, która domagała się zabicia swojego dziecka, kapłan porównał do... ofiar pedofilii w Kościele. Dodał także, że „na szczęście” prof. Chazan nie kieruje już placówką na Madalińskiego, a kobieta, która chciała usunąć swoje dziecko była „chora”.

Oto całość odpowiedzi ks. Lemańskiego na pytanie o to, czy Kościół powinien wypłacać odszkodowania ofiarom księży-pedofilów:

„Tak tak i jeszcze raz tak. Znaczy to jest moje zdanie. Znaczy spróbuję to wyjaśnić, to zdanie mam od dawna, zresztą ono dotyczy nie tylko Kościoła, ale może teraz przy tym dyskursie dotyczącym tego znanego, już na szczęście byłego, dyrektora jednego ze szpitali w Warszawie. Ten dyskurs łatwiej będzie zrozumieć.

Ten człowiek był dyrektorem szpitala i teraz ta rodzina ubiega się o odszkodowanie u szpitala. Ten szpital będzie miał wypłacić milion, czy sto tysięcy, czy dwa miliony, to nie chodzi o sumę. Ten człowiek występował wobec tych chorych, wobec tej chorej jako przedstawiciel tego Narodowego Funduszu Zdrowia, czy też ministerstwa ochrony zdrowia – on był przedstawicielem.

Jeżeli biskup wysyła jakiegoś księdza do jakiejś parafii, to on tam nie jedzie dlatego, że mu się tam podoba, tylko dlatego, że jego biskup go tam posłał”.

MaR/Niezalezna.pl