Największy niemiecki bank i zarazem drugi największy inwestycyjny bank świata znalazł się na krawędzi bankructwa. Czy duże zaangażowanie na rynku instrumentów pochodnych, złe kredyty i zaangażowanie w ryzykowne operacje rządowe spowodują upadłość DB?

Poważne kłopoty niemieckiego giganta trwają już od przeszło dwóch lat. Teraz pod ścianą DB chce postawić amerykański rząd, który żąda od spółki natychmiastowej zapłaty 14 mld dolarów. Jest jednak mało prawdopodobne, aby politycy pozwolili na bankructwo tak dużej grupy finansowej. Oznaczałoby to bowiem kłopoty znacznie poważniejsze od upadku Lehman Brothers.

DB zatrudnia blisko 100 tys. osób, dysponuje aktywami rzędu 2 bln euro. Jego depozyty oceniane są na ponad 0,5 bln euro, ale zaangażowanie w derywaty to już ponad 55 bln euro, a więc kwoty wielokrotnie przekraczające aktywa nie tylko pomniejszych banków, ale nawet wielu państw świata. To wszystko wskazuje, że zarówno politycy, jak i finansiści nie pozwolą na bankructwo giganta.

Instrumenty finansowe DB zabezpieczone są obligacjami rządowymi. Bank jest pośrednikiem spłaty wielu pożyczek rządowych np. Grecji. Wszystko więc wygląda niczym gigantyczna piramida finansowa, dlatego nie powinien dziwić obecny rating DB zbliżający się nieuchronnie do poziomu śmieciowego.  

Czy jednak świat finansów powinien się obawiać kłopotów, które stworzyli sobie Niemcy? I tak i nie. Jest mało prawdopodobne, aby powtórzył się wariant cypryjski, gdzie Unia Europejska pozwoliła, aby za kłopoty finansowe kraju zapłacili klienci banków. Istnieje więc niewielkie prawdopodobieństwo, aby nagle zaczęto konfiskować lokaty klientów banków, których udziałowcem jest DB.

Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze fakt, że czynniki rynkowe dyscyplinujące instytucje finansowe zastąpiły czynniki nadzoru bankowego. Dlatego UE od kilku lat rozwija system, który pozwala na uporządkowaną likwidację banków, tak, aby za kryzysy płaciły banki, a nie podatnicy. Czy to jednak wystarczy?

W 2014 r. powołano instytucję europejskiego likwidatora (Single Resolution Board), na którego funkcjonowanie składają się sami zainteresowani. Budżet specjalnego funduszu ma wynosić 55 mld euro, a więc na tyle, aby przyjąć bankructwo mniejszego banku, ale na pewno nie takiego giganta jak DB.

Upadłość tak dużej grupy miałaby katastrofalne konsekwencje, co odczułaby gospodarka całego świata reagując potężnym, może największym w historii kryzysem.Powyższej sytuacji możni tego świata chcieliby uniknąć. Zwłaszcza, że sytuacja polityczna w stosunkach międzynarodowych daleka jest od stabilnej. Bankom sen z powiek spędzają niskie stopy procentowe i mnóstwo złych kredytów. W samej UE to ok. 1 bln euro.

Coraz więcej krajów, takich jak Polska, broni swych obywateli przed konsekwencjami dość swobodnej polityki kredytowej instytucji finansowych. Fundusze upadłościowe oraz prawo europejskie mają więc chronić spółki zależne, a przede wszystkim ich klientom. Dlatego, mimo wszystko, mało prawdopodobne, aby za kłopoty DB mieli zapłacić klienci polskich banków.

Tomasz Teluk