Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Czy w świetle wyników ekshumacji kolejnych ofiar katastrofy smoleńskiej i informacji, które przekazał prokurator Pasionek, opozycja i jej zwolennicy będą nadal twierdzić, że ekshumacje są niepotrzebne, że „nie ma sensu dalej badać tej sprawy, wszystko jest wyjaśnione”?

Dawid Wildstein, szef publicystyki TVP: Pamiętam, kiedy te środowiska mówiły, że ludzie, którzy chcą tych ekshumacji są nekrofilami, mają zaburzenia psychiczne. To była taka „psychuszkowa” narracja, rodem z komuny. Druga kwestia: nie mogą dziś wycofać się z tych słów. Kolejna sprawa to kłamstwa Kopacz. Narracja obronna to znów nędzna psychologizacja na poziomie Harlequina dla nastolatek: była taka biedna, tak bardzo wstrząśnięta tym, co widziała. Po pierwsze: jeżeli ci ludzie pojmują reprezentowanie państwa polskiego w kategoriach Harlequina, pojmują politykę w kategoriach Harlequina, to mówi to o nich wystarczająco. Po drugie: jeżeli rzeczywiście tak było, to Ewa Kopacz nie była tam po to, aby płakać, lecz po to, żeby działać.

Część polityków Platformy Obywatelskiej nadal usiłuje podważać sens działań prokuratury. Posłowie PO niedawno bronili Ewy Kopacz, mówiąc, że była w Smoleńsku po katastrofie, ponieważ sama się zgłosiła, podważali również sens ekshumacji

Ostatnie wypowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej pokazują, że są oni w stanie pójść w jak najbardziej prymitywną i obrzydliwą narrację. Przykładem jest pomysł posła Sławomira Neumanna, że wszystkie ofiary powinny być pochowane w zbiorowej mogile. Widzimy efekty siedmiu lat prania mózgu. Owszem, jest bardzo wiele osób, które mają dość dyskusji o Smoleńsku, jednak w umyśle przeciętnego, niezideologizowanego w sposób skrajny Polaka, istnieje świadomość, że nie chodzi tylko o te 96 ofiar tragedii, ale o poziom funkcjonowania państwa polskiego oraz jego możliwości. Wydaje mi się, że przeciętny Polak jest w stanie zauważyć, że niezależnie, co myślał o prezydencie Kaczyńskim, to fakt, że po 10 kwietnia 2010 r. państwo zawiodło i że w taki sposób próbowano to ukryć, jest wstrząsający.

Cała sytuacja jest o tyle ciekawa, że właściwie od początku transformacji, aż do dzisiaj, grupy, które- zamiast kierować państwem-wolały na nim pasożytować i zostawić je samemu sobie, zawsze stosowały bardzo specyficzną narrację. W odpowiedzi na kolejne zaniechania w obszarze polityki, stosowano narrację: idźmy w przyszłość, a nie w przeszłość, później była ta słynna „ciepła woda z kranu”, a potem jeszcze „Nie róbmy polityki, budujmy stadiony”. Ale wraz z tymi szczątkami i ekshumacjami tak naprawdę wraca polityka...

 Niedawno TVP wyemitowała film „Mgła”. Pokazano tam, jak poprzednia władza usiłowała wymazać pamięć o katastrofie. Szczególnie wymowna wydaje się szybkość działań Bronisława Komorowskiego, wówczas jeszcze Marszałka Sejmu

Jeśli mam być szczery, to w tym momencie nie trzeba aż tak szeroko tego analizować. W tej sprawie mamy wszystko „czarno na białym”. Państwo polskie zawiodło w fundamentalnej sprawie. Owszem, państwo może czasem zawieść, tak się po prostu zdarza. Tyle że tutaj, zamiast dokonać jakiejkolwiek refleksji i podjąć jakiekolwiek próby naprawy patologii, następne lata zostały wykorzystane wyłącznie do zbudowania całej sieci kłamstw i agresji wobec tych, którzy chcieli zreformować to państwo i naprawić patologie, które doprowadziły do tych skandalicznych rzeczy. Tymczasem, ówczesna władza zajmowała się czymś zupełnie odwrotnym, czyli właśnie zachowaniem tych patologii, ponieważ jakakolwiek próba jej naprawy zmuszałaby ich, po pierwsze, do przyznania się do błędu, po drugie: do konfliktu z pewnymi grupami, z którymi miała pewien układ klientelistyczny. To, co Pani mówi o Komorowskim, jest oczywiście bardzo ciekawe, skandaliczne, można dużo mówić, jednak skupiłbym się właśnie na tym jednym elemencie, ponieważ on w pełni oddaje istotę funkcjonowania państwa w tamtym okresie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.