Już od dwóch lat podejmowane są próby nadania dwóm warszawskim rondom imienia odpowiednio Danuty Siedzikówny ps. „Inka” oraz Antoniego Wodyńskiego ps. „Odyniec”. Jednak wciąż są one nieudane. Co do ronda „Inki” bowiem, to burmistrz dzielnicy Praga Południe Tomasz Kucharski uważa, że „stosowane w Warszawie nowe nazwy obiektów nie mogą powtarzać istniejących nazw”. Tymczasem zaś ma być przywrócony patronat „Inki” nad obecną ulicą „Małego Franka”. Jeżeli zaś chodzi o nazwanie ronda imieniem podporucznika Antoniego Wodyńskiego ps. „Odyniec”, to cytowany burmistrz przypomina, że warszawski Zespół Nazewnictwa Miejskiego negatywnie zaopiniował tą propozycję, uznając, że osoba ta „nie jest związana z Warszawą”.

Stołeczny radny z klubu PiS Paweł Zalewski, który od dwóch lat walczy o upamiętnienie przywołanych  bohaterów, tak to komentuje: Inaczej mówiąc, nie będzie ronda im. „Inki” i ronda im. „Odyńca”. Wybiegiem jest mówienie o przyszłości, że ma być przywrócona ulica „Inki”, czy podpieranie się negatywną opinią Zespołu w sprawie ronda im. „Odyńca”, gdy tymczasem komisja i Rada Warszawy jest władna podjąć inną decyzję.

Zalewski dodaje jeszcze: „Burmistrz broni się, że nazwa ulicy i ronda nie może być taka sama w przypadku „Inki”. Ale sam jednocześnie żyje w Warszawie, gdzie około2 kmod urzędu jest rondo Wiatraczna i ulica Wiatraczna czy rondo Waszyngtona i aleja Waszyngtona, czy kilkanaście ulic o takiej samej nazwie w dzielnicy Wesoła, jak w pozostałych dzielnicach Warszawy.”

A my zadajmy sobie pytanie, kiedy wreszcie będziemy żyć w normalnym kraju, w którym nie ma kłopotu z upamiętnieniem bohaterów narodowych?

erl/Nasz Dziennik