Doświadczenia przeprowadzone przez amerykańskich naukowców ze stanu Teksas mają dowodzić, że ogromną rolę w kontekście choroby Alzheimera pełni sen. Jego zaburzenia często powiązane są z występowaniem tej choroby oraz znacząco przyspieszają jej rozwój.

Naukowcy z prywatnego uniwersytetu  Baylor College of Medicine w Hosuton w Teksasie w wyniku przeprowadzonych badań stwierdzili, że zarówno u ludzi, jak i u myszy z chorobą Alzheimera aktywność jądra siatkowatego wzgórza (TRN) kształtuje się poniżej normy. A jeśli TRN nie jest aktywny, to i sen nie będzie przerywany.

 Poza tym w tego typu przypadku zdecydowanie mniejsza ilość czasu przypadnie na głęboki, regenerujący sen wolnofalowy (SWS), który przecież usuwa toksyny i metabolity wytwarzane w ciągu dnia przez mózg. A wraz ze spadkiem poziomu SWS, w konsekwencji  gromadzą się peptydy tworzące płytki amyloidu i wówczas choroba Alzheimera czyni postępy.

Naukowcy podczas przeprowadzonych badań udowodnili również, że myszy z chorobą Alzheimera budziły się o 50 proc. częściej niż myszy bez tej choroby. Miały one także krótszy sen wolnofalowy od tych zdrowych.

Autorzy przeanalizowali również tkankę mózgową pobraną pośmiertnie od pacjentów chorujących na Alzheimera. Odkryto, podobnie jak u badanych myszy, że neurony TRN u pacjentów z chorobą Alzheimera wykazywały oznaki braku aktywności. „Nasze odkrycia potwierdzają, że selektywna aktywacja TRN jest obiecującą interwencją terapeutyczną mającą na celu poprawę zaburzeń snu i opóźnienie akumulacji A-beta w AD” - powiedziała dr Jeannie Chin.

 

ren/PAP