Czy ks. Blachnicki mógł zostać otruty?

- Okoliczności jego śmierci były dwuznaczne. Wskazujące, że mógł to być nie tylko zator płuc, ale też i inne przyczyny. Niemiecki lekarz, który został wezwany do ks. Blachnickiego stwierdził jego zgon w sposób naturalny i nie było sekcji zwłok. Był przy śmierci pewien objaw, który przy tej chorobie nie powinien występować.

Co to był za objaw?

- Otóż z ust księdza wypływała piana. Tak mówili mi świadkowie, którzy to widzieli. Było jej dość dużo i wydzielała się również po śmierci. To nie jest objaw typowy dla zatoru płuc. Jest też tutaj zbieżność faktów, bo krotko przed śmiercią ks. Blachnicki dowiedział się, że jego dwóch bliskich współpracowników Andrzej Gontarczyk i jego żona, która była tam prezesem stowarzyszenia Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów, są agentami SB. Nie widział jeszcze wtedy, że byli zwerbowani jako agenci wywiadu PRL i specjalnie przerzuceni na Zachód. Ksiądz pojechał do drukarni, którą kierował Gontarczyk i rozmawiał z nim. Wrócił z tego spotkania bardzo wzburzony. Treści rozmowy nie znamy, nie wiemy również czy tam czymś księdza częstowano. On po powrocie do domu położył się i zmarł. Tak ustaliło śledztwo IPN.

Czy współpracownicy księdza podejrzewali jego otrucie? Podejrzewali Gontarczyków?

- Tak, opinia, że ksiądz Blachnicki został otruty funkcjonowała w Carlsbergu od momentu jego śmierci. Zdemaskowanie Gontarczyków nie było jednak natychmiastowe. To, że wiedział o tym ksiądz, nie oznaczało, że wiedzieli o tym inni współpracownicy. Gontarczykowie pracowali tam jeszcze kilka miesięcy i dopiero gdy zainteresował się nimi zachodnioniemiecki kontrwywiad zostali ostrzeżeni. Pod pretekstem wyjazdu na wakacje dotarli przez Jugosławię na Węgry gdzie odebrał ich płk Henryk Bosak wysoki funkcjonariusz PRL-owskiego wywiadu.

- Jak działali Gontarczykowie?

- Byli tam prowadzeni w bardzo wyrafinowany sposób, jeździli do oficera prowadzącego do Salzburga w Austrii. To były duże środki ostrożności, co świadczy o randze ich działań. Po powrocie do kraju Gontarczykowie byli wykorzystywani do kampanii przeciwko Ruchowi Światło-Życie i przeciwko ks. Blachnickiemu. Byli prawdopodobnie przesłuchiwani przez prokuratorów IPN i myślę, że zaprzeczali w sprawie swojego udziału w śmierci księdza.

Jak trafiono na ich ślad?

- Dzięki podziemnym strukturom Solidarności Walczącej w Łodzi, które przeniknęły do SB. Poznano numery rejestracyjne Gontarczyków i ich pseudonimy. Blachnicki mógł być pewien, że ma informacje prawdziwe.

Czy uważa pan, że poznamy prawdę w tej sprawie?

- Myślę, że nie. Nie było sekcji zwłok ani po śmierci, ani gdy przenoszono ciało księdza z Carlsbergu do Krościenka. Trwa proces beatyfikacyjny, który jest na zaawansowanym etapie. Tylko Watykan może podjąć decyzję o ekshumacji ciała. Wątpię, jednak czy jakiekolwiek ślady po ewentualnym otruciu pozostały w ciele ks. Blachnickiego. Z braku dowodów śledztwo IPN w tej sprawie, o które wnioskowałem jako przewodniczący Kolegium IPN zostało umorzone. Pozytywnym efektem tych działań było to, że pani Jolanta Gontarczyk przestała pełnić funkcje publiczne, gdzie działała jako ważna aktywistka w środowisku feministycznym przy SLD.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski