Polska planuje budowę płotu na granicy z Białorusią, o czym poinformowano wczoraj. Dotychczasowe zasieki z drutu kolczastego okazały się nieskuteczne w powstrzymywaniu prób nielegalnego przekroczenia granicy. Budzi to pytania, czy migranci nie zaczną podejmować prób dostania się na terytorium UE przez Ukrainę.

- Łatwo sobie wyobrazić, że kiedy Polska zamuruje granicę z Białorusią, to część migrantów ruszy przez granicę białorusko-ukraińską i Ukrainę, znowu do Europy. Jednak w szczegółach to już nie wygląda na łatwe zadanie i dlatego Ukraina jest na razie bezpieczna - powiedział w rozmowie z Biełsatem ekspert ds bezpieczeństwa Ihar Tyszkiewicz z Ukraińskiego Instytutu Przyszłości.

Tyszkiewicz wskazał, że nielegalny ruch na granicach to organizowany od wielu lat proceder przestępczy.

- Z Białorusi do Polski, czy na Litwę przemyt ludzi miał miejsce od lat i był zarządzany przez wielonarodowe grupy przemytników. Są w nich Polacy, Białorusini, Litwini i obywatele różnych państw UE - powiedział.

Podkreślił jednak, że przemyt ludzi, niezależnie od skali, "rządzi się realiami ekonomicznymi". W jego ocenie migranci, którzy przybyli na Białoruś po prostu nie są przygotowani na takie koszta. Mają bowiem wyliczone budżety.

- To jest kwestia opłacenia transportu, usług przemytników, łapówek, itd. Na pewno obecnie przylatujący na Białoruś ludzie nie są gotowi na taki skokowy wzrost kosztów - ocenił Tyszkiewicz.

Stwierdził także, że dla kolejnych migrantów zwiększenie zasobów na podróż będzie trudne. Nierzadko wiąże się to bowiem z pozbyciem się całego dobytku w kraju.

Podkreślił także wewnętrzny, bliskowschodni kontekst całej masowej migracji z Iraku.

- W przypadku Iraku mieliśmy wybory i zażartą rywalizację partii kurdyjskich, oraz iracko-kurdyjską. Były tam próby udowodnienia przez polityków z Bagdadu, że w Kurdystanie jest tak źle, że Kurdowie muszą ruszać na tułaczkę do Europy, a tam ich nie chcą, zaś władze kurdyjskie nie są w stanie im pomóc - ocenil Tyszkiewicz.

Iracki Kurdystan ma obecnie dużą autonomię, wykutą w toku walki zbrojnej z Państwem Islamskim oraz w wyniki przejęcia kontroli nad bogatymi złożami ropy naftowej. Nieoficjalnie donoszono nawet, że w okresie istnienia Państwa Islamskiego iracki Kurdystan handlował ropą z wrogą sobie Turcją.

Zdaniem Tyszkiewicza wewnętrzną grę polityczną w Iraku wykorzystał Łukaszenka, ściągając migrantów na Białoruś.

Tyszkiewicz wskazał także, że znaczna część granicy ukraińsko-białoruskiej to tereny trudno dostępne.

- Znacząca część tej granicy biegnie przez bagna i teren, który jest uznawany za ciężki nawet dla doświadczonych leśników. Tam można wejść, zniknąć i archeolodzy odkopią szczątki może za pięćset lat! - powiedział, podkreślając, że nielegalne przekroczenie granicy z Ukrainą nie będzie dla migrantów proste.

Podkreślił jednak, że oficjalna demarkacja granicy białorusko-ukraińskiej została wykonana dopiero w ubiegłym roku. Jest to jedna z najmłodszych granic w Europie i jedynie niewielka jej część posiada właściwą infrastrukturę graniczną.

- Jest to również granica, która prawie nie istnieje w świadomości miejscowej ludności pogranicza – mieszkańcy strefy przygranicznej swobodnie przechodzą z jednej na drugą stronę, np. zbierając grzyby, czy jagody w lesie. Mają specjalne karty „ruchu przygranicznego”. O ile na poziomie politycznym relacje Kijowa z Mińskiem zaostrzają się i sprawiają wrażenie, że mamy poważny konflikt, który staje się jakąś funkcją naszego konfliktu z Rosją, to na poziomie współpracy transgranicznej wszystko działa na razie bez większych problemów - powiedział.

Tyszkiewicz podkreślił także, że granice Ukrainy z państwami UE są coraz lepiej zabezpieczone, a polscy, rumuńscy czy słowaccy pogranicznicy współpracują ze swoimi ukraińskimi kolegami.

Wskazał, że i na tej granicy ma miejsce przemyt ludzi, głównie z Wietnamu i Pakistanu. Odbywa się on jednak na nieporównywalnie mniejszą skalę.

Tyszkiewicz wyraził także swoje zapatrywanie na temat przyszłości konfliktu granicznego wywołanego hybrydowym atakiem Łukaszenki na Polskę, Litwę i Łotwę.

- Moim zdaniem na początku przyszłego roku kryzys zacznie się wyciszać. Łukaszenka na razie nic nie osiągnął. On ma również swoje cele wewnętrzne polityczne. Chce utrwalić swoją władzę i mieć przy tym spokój ze strony Zachodu. Dlatego myślę, że po referendum konstytucyjnym na Białorusi zimą 2022 r. kryzys na granicy się uspokoi - ocenił.

Stwierdził także, że swoje zrobi rozejście się na Bliskim Wschodzie informacji, że przekroczenie granicy z Polską czy Litwą nie jest wcale takie proste.

jkg/biełsat