Portal Fronda.pl: Wczoraj Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że tzw. tabletka „dzień po” będzie w Polsce dostępna bez recepty. Rzecznik resortu Krzysztof Bąk argumentował, że decyzja KE w tej sprawie jest „bezwarunkowa”, więc praktycznie nie było innego wyjścia.

Bolesław Piecha: Wydaje mi się, że Ministerstwo Zdrowia nie ma racji. Nie da się wprowadzić pigułek „dzień po” bezpośrednio na rynek tylko i wyłącznie zaleceniem Komisji Europejskiej. Musi być odpowiednia regulacja państwa członkowskiego, w tym przypadku Polski. Tymczasem, przy ellaOne znajduje się zapis, że wprowadzenie preparatu na rynek danego państwa wymaga konkretnego rozporządzenia. Trzeba więc najpierw takie rozporządzenie wprowadzić, a dopiero później mówić, że tabletka jest dostępna. To należy do kompetencji ministra zdrowia. Dla mnie, pigułka „dzień po” bez recepty nie stanowi żadnego udogodnienia dla kobiet, to wyłącznie biznes. A biznes lubi być refundowany albo być dostępny poza receptą – chodzi o jak największą dostępność. Nie jestem przekonany, co do bezpieczeństwa tego specyfiku. To przede wszystkim nowy preparat, a znam przypadki, kiedy rzekomo wspaniały środek okazywał się zabójczy dla ludzi, a jego producenci płacili horrendalnie wysokie odszkodowania. Nie jestem pewien, czy takie środki powinny przyjmować kobiety bez konsultacji z lekarzem. To przecież nie jest prezerwatywa!

Mówi Pan o tym, że wprowadzenie ellaOne bez recepty na polski rynek wymaga rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, tymczasem rzecznik resortu argumentuje, że Komisja Europejska nie pozostawiła krajom członkowskim wyboru.

Absolutnie, decyzja Komisji Europejskiej nie ma charakteru wiążącego. To tylko dyrektywa, wskazanie. Państwa członkowskie mają kompetencje, aby samodzielnie zdecydować, czy dopuścić dany lek bez recepty. Decyzja Komisji Europejskiej ds. Zdrowia to wyłącznie uznanie, że dany specyfik jest jej zdaniem bezpieczny. Ale aby wprowadzić taki lek na rynek danego państwa bez recepty, kraj członkowski musi dokonać odpowiedniej korekty w swoich aktach prawnych. To zadanie ministra zdrowia.

To samo mówił rzecznik Komisji Europejskiej ds. Zdrowia. Enrico Brivio podkreślał, że to do władz krajów członkowskich UE należy ostateczna decyzja, czy sprzedawać ellaOne bez recepty.

Bo tak właśnie jest! Obowiązuje zasada proporcjonalności. Pewna część odpowiedzialności, wcale niemała, zwłaszcza jeśli chodzi o ochronę zdrowia, nie podlega kompetencji Komisji Europejskiej. Tym bardziej, jeśli chodzi o zdrowie – tutaj KE może wyłącznie zalecać. Decyzje wiążące, akty prawne podejmują państwa członkowskie. Ministerstwo zdrowia mija się z prawdą.

Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann jeszcze tydzień temu mówił, że ellaOne pozostanie w Polsce preparatem dostępnym na receptę, dziś już przekonuje, że nie było innej możliwości, niż zdjęcie obowiązku recepty. Skąd ta zmiana?

W tamtym tygodniu mówili tak, dziś zmienili zdanie. Myślę, że może to wynikać z nacisków pewnego lobby albo chęci przypodobania się części społeczeństwa, czyli ugrupowaniom feministycznym i pro-aborcyjnym. Arłukowicz nie podejmuje żadnych decyzji, a wyłącznie próbuje się przypodobać i realizować własne interesy wizerunkowe, wyborcze. Ta pigułka może być niebezpieczna dla zdrowia kobiety! Świadczy o tym choćby fakt, że nie można jej używać tylko w wyjątkowych sytuacjach, nie więcej niż raz w miesiącu. To nie jest cukiereczek...

Rozm. MaR