W ubiegłym roku Aleksander Łukaszenka przekonywał, że na Białorusi żadnych wirusów nie ma. Jako lekarstwa wymieniał zaś wódkę, saunę oraz "najskuteczniejsze lekarstwo antywirusowe" - hokej na lodzie. Teraz jednak koronawirus "wreszcie" dotarł na Białoruś, a statystyki epidemiczne ciągle rosną. Pomimo, że reżim fałszuje dane na ten temat, nie uda się przez długi czas utrzymywać iluzji dobrej sytuacji w białoruskiej służbie zdrowia.

Niezależnie od tego, co myślimy na temat źródeł koronawirusa, szczepionek bądź maseczek, pandemia jest faktem.

Tylko wczoraj na Białorusi odnotowano oficjalnie 2073 nowe przypadki zakażenia koronawirusem. Poprzednio władzom pomagały organizacje pozarządowe, które teraz jest są niszczone w zarodku przez bijący na oślep reżim Łukaszenki.

Donosi się przy tym, że dane oficjalne są znacznie zaniżane.

Portal Zerkało (dawne tut.by, za które "wziął się" Łukaszenka) otrzymał dane pochodzące z obwodu witebskiego.

"Na przykład od 30 sierpnia do 5 września w obwodzie witebskim zanotowano 1464 przypadki koronawirusa. W okresie od 27 września do 3 października 5312, czyli 3,6 razy więcej. Przy czym, z oficjalnych danych z całego kraju wynika, że od drugiej połowy września liczba nowych przypadków oscyluje wokół 2 tysięc" - pisze na ten temat Biełsat.

Lekarze mają alarmować ponadto, że sytuacja w służbie zdrowia jest zła. Nowe oddziały szpitalne są przebudowywane na koronawirusowe. Ponadto białoruska służba zdrowia boryka się z brakami zaopatrzeniowymi. Brakować ma tlenu.

Ponadto obecnie na Białorusi nie jest możliwe zaangażowanie się organizacji pozarządowym w pomoc w walce z pandemią.

- Gdy jest pożar, to bierzesz wiadro i idziesz go gasić, nie musisz nikomu tłumaczyć, dlaczego. Tak było też u nas. Ale teraz władza atakuje i próbuje zniszczyć aktywność społeczną, wszystko co nie jest kontrolowane przez Łukaszenkę musi być opanowane, albo zniszczone - powiedział w rozmowie z Biełsatem Andriej Stryżak z organizacji ByCovid-19.

ByCovid-19 w trakcie poprzednich fal koronawirusa pomagała służbie zdrowia, dostarczając m. in. maski, rękawiczki i inny sprzęt. Działo się tak pomimo, że władza oficjalnie negowała obecność koronawirusa na Białorusi.

- Byliśmy reakcją na brak reakcji ze strony państwa na to, co się działo w kraju i społeczeństwie. Państwo zapewniało, że infekcja to bzdura, nic nie trzeba robić, a trzeba tylko pojeździć na traktorze po polu, wypić wódki i pójść do sauny - stwierdził Stryżak.

Ponadto Białoruś jest kiepsko przygotowana na walkę z pandemią, czego główną przyczyną jest fiasko akcji szczepień.

Na Białorusi można szczepić się rosyjskim Sputnikiem oraz chińskim Sinovakiem. Wyszczepione zostało jednak niecałe 20 proc. mieszkańców kraju. Na Białorusi nie są przy tym dostępne preparaty zachodnie.

Parę miesięcy temu Polska złożyła Białorusi ofertę przekazania niewykorzystanych dawek szczepionki AstryZeneki, na co "co do zasady zgodził się" Łukaszenka. Sprawa jednak najpewniej nie znalazła swojego finału.

- Śmiertelność jest bardzo wysoka i dotyka wszystkich warstw społecznych, w tym ludzi, którzy dotąd są zwolennikami władz. Najprawdopodobniej następstwa tej fali zachorowań mogą zmienić ich poglądy - mówi Biełsatowi politolog Andriej Jelisejew.

Dodał także, że prędzej czy później widać będzie w statystykach, że reżim fałszuje dane na temat pandemii. Ta zaś dotyka wszystkich Białorusinów, niezależnie od tego, czy popierają Łukaszenkę.

jkg/biełsat