Cokolwiek, co pozwalałoby uznać, że islam nie ma w swej naturze niczego, co zagrażałoby światu, jaki sobie stworzyliśmy za cenę ciężkich ofiar tu, w Europie, a który teraz – ot tak, oddajemy tym, którzy nim pogardzają.

Po zamachach w Paryżu – jakby miało to jakieś znaczenie – pojawia się pytanie, czy sprawcami byli tzw. uchodźcy. Jeżeli to nie byli ci uchodźcy, to byli to imigranci wcześniejsi lub dzieci tych wcześniejszych. A nawet nie jest to w gruncie rzeczy istotne, bo istotne jest to, że mordując krzyczeli: „Bóg jest wielki”. Papież Franciszek powiedział, że usprawiedliwianie mordowania Bogiem jest karygodne. No i ma rację, ale ci, co zabijali też mają rację, bo ich Bóg pozwala im zabijać.

Z islamem było tak od zawsze. Już z multireligijnej Mekki, gdzie każdy mógł się kłaniać każdemu pieńkowi, muzułmanów wypędzono i to nie dlatego, że ich nie tolerowano, ale dlatego, że to muzułmanie nie tolerowali multireligijności i to właśnie oni przelali tam po raz pierwszy krew.

Niedawno pod inną moją pisaniną,  jeden komentujący muzułmanin napisał: „Rodzina Safii szkodziła muzułmanom i spotkała ich kara.“. Ta rzekoma kara, to to samo, co spotkało Francuzów. Niby taki miły, pełen ogłady konwertyta, kilkukrotnie na łamach Euroislam. pl obawiający się przemocy jaka w Polsce może go spotkać, jego – Bogu ducha winnego muzułmanina – a tu proszę, jakie pełne zrozumienie dla wyrżnięcia czy zniewolenia rodziny Safii.

Z konwertytami jest zawsze tak, że z islamu wybierają sobie to, co im pasuje i potem użalają się, że jest im źle, bo nikt islamu nie rozumie. Potem przekonują nas, że ten islam to w sumie dobry jest. Ale jak może być dobry, skoro można i zabijać, i kraść, i zniewalać; pytanie tylko, kiedy i kogo, bo, za co, to już wiadomo.

Czy zatem na dłuższą metę możemy czuć się bezpiecznie obok muzułmanów? Nasz świat zasadza się na respektowaniu pewnych praw, które sobie ustanowiliśmy i jeżeli ich przestrzegamy, żyje nam się bezpiecznie.

My, Europejczycy, żeby być dobrymi ludźmi, obywatelami, przestrzegamy prawa i zasad moralnych, a kiedy je porzucamy stajemy się gorsi a nawet źli.

Muzułmanie, jeżeli przestrzegają swojego prawa i zasad moralnych, są radykałami, a w momencie gdy porzucają te swoje zasady i powiedzmy, przejmują część naszych, stają się umiarkowanymi muzułmanami.

Czy częścią naszego społeczeństwo może być grupa ludzi, których zachowanie w stosunku do nas nie będzie zależało od przestrzegania praw i zasad moralnych panujących w Europie, lecz od tego, czy będą potrafili opuścić te swoje prawa? I jeżeli się nawet przystosują, czy możemy na to długotrwale liczyć i czuć się razem z nimi bezpiecznie?

Jakie mamy gwarancje, że któregoś dnia nie skończymy jak Ormianie w Turcji, których sąsiedzi muzułmanie zaczęli zabijać, bo ich imamowie na długo przed rzezią 1915 roku podżegali przeciwko nim w meczetach ? Można twierdzić, że była to polityka sułtana, a później młodoturków, ale tureccy duchowni islamscy ochoczo ją wspierali i znaleźli dla niej uzasadnienie w religii.

Nie możemy akceptować ani takiego islamu, ani ryzyka, że taką formę kiedyś przyjmie.

Mariusz Malinowski/euroislam.pl