Fronda.pl: W maju policjanci zatrzymali 1,2 tys. dokumentów – prawie tyle, ile łącznie w 2013 i 2012 r. W ten sposób policja rozpoczęła walkę z piratami drogowymi. Czy to dobry sposób na poprawę bezpieczeństwa na drogach, czy w całej akcji nie ma drugiego dna? Może chodzi o pieniądze?

Andrzej Sadowski: Kwestia pirata drogowego jest względna. W Polsce w wielu miejscach ustawione są ograniczenia prędkości, które nie mają żadnego uzasadnienia przy obecnej jakości dróg i samochodów, które się po nich poruszają. Jest to już inny poziom niż 20, 30 lat temu. Jak wskazują sami kierowcy są to zwykle miejsca polowań na kierowców. W Polsce policja wciąż nie pełni takiej roli jaką pełni w innych krajach demokratycznych. Tam policja to przede wszystkim instytucja pomocy dla kierowców na drodze, a nie instytucja, która urządza zasadzki i polowania. Jednocześnie policja, co wielokrotnie w ostatnich tygodniach podnosiły media i wiemy na podstawie danych, które przeciekały, dostaje odgórny plan wykonania mandatów. To nie ma nic wspólnego z gwarantowaniem bezpieczeństwa na drodze, to jest przedłużenie aparatu fiskalnej represji społeczeństwa. Być może w tym kontekście należy rozumieć także obecną akcję, która tylko zachowuje znamiona dbania o nasze bezpieczeństwo na drodze.   

Not.Ab