Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Święto Zmartwychwstania Pańskiego to święto w Polsce fundamentalne. Jego obchody powinny być sprawą tylko prywatną, czy jest może właściwe, by uczestniczyli w nich państwowi oficjele?

Andrzej Jaworski, PiS: Dziś mamy w Polsce kuriozalną sytuację. Pozwoliliśmy komunie wmówić dużej części naszego społeczeństwa, że kwestia wiary nie powinna w żadne sposób przeplatać się z życiem społecznym i politycznym, że to coś odrębnego. Tak nie jest – człowiek funkcjonuje tu i teraz. Polityk, nauczyciel czy lekarz nie mają dychotomii osobowościowej, nie ma podziału na osobę, która jest katolikiem, protestantem czy buddystą, oraz na osobę, która nim nie jest, bo wykonuje swój zawód. To bzdura, z którą musimy walczyć. Powinno być czymś naturalnym, że osoby pełniące funkcje publiczne, jeśli są ludźmi wiary, to swoją wiarę pokazują na zewnątrz. Święta Zmartwychwstania, najważniejsze święta dla chrześcijan, są momentem, w którym każdy z nas nie tylko uczestniczy w misterium, ale daje też swoiste świadectwo swojej wiary. Nie może zabraknąć w uroczystościach uczestnictwa osób, które pełnią funkcje publiczne, a uważają się za katolików.

W państwach zachodnich obserwujemy bardzo agresywną i nachalną propagandę antyreligijną, otwarte rugowanie tradycji chrześcijańskiej z przestrzeni publicznej. Wymownym przykładem jest Francja. W Polsce będzie tak samo? A może już tak jest?

Francja jest przykładem państwa, w którym wiara katolicka była bardzo silna, jednak ze względu na antychrześcijańskie ideologie wprowadzane przez mniejszości doszło do ogromnej zmiany. Przy dużej bierności osób świeckich kraj ten stał się państwem nie tylko laickim, ale w pewnych okresach otwarcie walczącym ze wszystkimi przejawami religijności. W Polsce mamy do czynienia z podobną tendencją.

Mogę powiedzieć jako polityk z pełną odpowiedzialnością za słowa, że to, co robi rząd Platformy Obywatelskiej pod przewodnictwem Ewy Kopacz, a wcześniej Donalda Tuska, to właśnie nawiązywanie do pewnych pomysłów rewolucji francuskiej. Rewolucji, która próbowała doprowadzić do tego, by wszelkie przejawy życia religijnego zostały wyeliminowane z przestrzeni publicznej. Dziś w Polsce mamy niezwykle szkodliwą postawę, w której ktoś mówi, że jest katolikiem, ALE… Mamy wystąpienia premier Ewy Kopacz czy Bronisława Komorowskiego, którzy uwielbiają spotykać się z niektórymi hierarchami Kościoła, ale z drugiej strony forsują antychrześcijańskie ideologie, by wymienić tylko in vitro czy Konwencję antyprzemocową. Do tego dochodzą wystąpienia ich ministrów, czy ważnych polityków z ich zaplecza rugających niektórych hierarchów Kościoła za zabieranie głosu w debacie publicznej, jeśli nie są one po myśli Platformy Obywatelskiej. Wyborczej” i TVN.

No, ale prezydent Komorowski mówi, że wiara swoją drogą, a polityka swoją, więc nie ma żadnego problemu?

To działanie w myśl starego powiedzenia: „Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek”. Zresztą w tym wypadku próbują robić nawet odwrotnie: diabłu świeczkę, a Panu Bogu ogarek. Nie może być na to zgody. Proszę też zwrócić uwagę, że osoba, która nie jest uczciwa względem samej siebie w sprawie swoich przekonań, nie będzie też uczciwa wobec obywateli. Jeżeli oszukuje samą siebie, to oszukuje też społeczeństwo – i to jest najbardziej szkodliwe. Ludzie ci potęgują antykatolicką nagonkę. Pozwalają na to, by w różnego rodzaju instytucjach dochodziło do eliminacji oznak naszej wiary i tradycji. Najbardziej chyba wymownym przykładem jest to, jak MSZ zamówiło materiały promujące Polskę, gdzie z Giewontu usunięto krzyż. Chciano pokazać Polskę jako kraj wolny od symboli religijnych. Warto też wspomnieć dyskusję, którą podnoszą teraz politycy Platformy oraz całe stado ich adoratorów związanych z „Gazetą Wyborczą” i TVN, gdzie ciągle pojawiają się kwestie eliminacji katechezy ze szkół, opłacania katechezy przez rodziców, usuwania z podręczników elementów naszej wiary i tradycji. I tak się przecież dzieje: z rządowego podręcznika wyeliminowano nazwę świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Przykłady można by mnożyć długo.

Politycy mogą zawsze powołać się na przedstawicieli tak zwanego liberalnego „katolicyzmu” jako opozycji względem Episkopatu. Wydaje się więc, że już wewnątrz samego Kościoła polskiego działają kapłani, którzy są poważnym zagrożeniem dla jedności wiary katolickiej w kraju.

To są jednostki, powiedziałbym wręcz, że jednostki chorobowe. Nie mają żadnego poklasku w społeczeństwie z wyjątkiem dwóch mediów, „Gazety Wyborczej” i TVN. Dużo większym problemem jest to, kiedy osoby, które pełnią ważne funkcje państwowe, zwłaszcza prezydenta czy premiera, wykorzystują olbrzymie możliwości przekazu medialnego do wrogiej Kościołowi propagandy. Z jednej strony ludzie widzą ich w kościołach, widzą jak przystępują do komunii, widzą k spotykają się z biskupami. A z drugiej strony ludzie słyszą jak te osoby lekceważą prawdy wiary, i głoszą swoje własne poglądy, które z nauczaniem Kościoła katolickiego nie mają nic wspólnego.

Sprawa jest śmiertelnie poważna nie tylko w kontekście eschatologii. Najnowsze dane pokazują, że w 2014 roku zamordowano w Polsce w świetle prawa o 500 dzieci nienarodzonych więcej, niż w roku 2013. Wydaje się, że presja na lekarzy i same matki ze strony liberalnej władzy i mediów przynosi wymierne, zatrute owoce.

Jeśli chodzi o zabójstwo dzieci nienarodzonych to istnieją bardzo wymowne badania. Pokazują, że wiele kobiet decyduje się na taką decyzję pod wpływem presji nie tylko ze strony osób najbliższych, ale także presji różnych instytucji. Osobiście słyszałem o takich przypadkach, kiedy kobiety swoją decyzję usprawiedliwiały powołując się na wypowiedzi tak zwanych „autorytetów” medycznych, które przekonywały, że to jeszcze nie jest dziecko.

Zakłamany język w sprawie mordów na dzieciach nienarodzonych jest coraz powszechniejszy. Teraz mówi się oficjalnie nie o zabijaniu, ale o „indukcji poronienia”.

Ludzie ci po pierwsze boją się prawdy, a po drugie popierają przemysł mordowania nienarodzonych dzieci. Mieliśmy tego świadectwo w momencie, gdy decyzja Unii Europejskiej pozostawiła w kompetencji poszczególnych państw pozwolenie na sprzedaż tak zwanej pigułki „po” w aptekach bez recepty – nawet dzieciom. Nasi ministrowie i urzędnicy, ekipa PO-PSL, poszła krok dalej, bo stwierdziła, że w Polsce taka sprzedaż będzie miała miejsce bo taki jest wymóg Komisji Europejskiej. W tym samymczasie „Wyborcza” i TVN rozpętały nagonkę na przeciwników tej decyzji. Twierdzono, że to nie jest pigułka wczesnoporonna, ale że ma zupełnie inne działanie. To było oczywiste kłamstwo – i głosiły je także osoby tytułujące się profesorami medycyny. W każdej grupie społecznej są ludzie, którzy są w stanie powiedzieć wszystko, aby komuś się przypodobać lub na takich rzeczach zarabiać.

Maluje się tu bardzo ponury z perspektywy katolickiej, a więc z perspektywy Bożej, obraz rządów Platformy Obywatelskiej. Jak mają więc postępować katolicy w wyborach parlamentarnych i prezydenckich? Wydaje się, że nie mogą poprzeć władzy, która otwarcie atakuje prawdę wiary chrześcijańskiej.

Rządy Platformy Obywatelskiej są moim zdaniem w sprawie wiary i światopoglądu o wiele gorsze od rządów tak zwanej komuny. Za czasów komuny walka z Kościołem była prowadzona wprost, bez żadnych oszustw, z otwartą przyłbicą. Pod rządami Platformy walka jest podjazdowa. Próbuje się rozbić Kościół i katolicką naukę społeczną od środka. Herezje które głoszą dziś Ewa Kopacz i Bronisław Komorowski w moim przekonaniu nie wynikają z ich ignorancji czy zwykłego błędu, według mnie jest to świadome i cyniczne działanie. Pismo Święte zobowiązuje nas do tego, by mówić wprost: tak, tak, nie, nie, a co więcej, pochodzi od złego. Katolicy powinni sobie wziąć to dzisiaj głęboko do serca. Ci, którym wiara chrześcijańska jest bliska, nie mogą pozwolić, by podstawowe prawdy wiary były przekształcane i eliminowane na rzecz praw zupełnie odległych od Kościoła czy wręcz mu wrogich.